środa, 17 lipca 2013

Rozdział 6

ROZDZIAŁ 6 

ŻYCZĘ MIŁEGO CZYTANIA :*



 Przerysowałam pentagram z kartki i poustawiałam świece tak jak na rysunku.Przypomniałam sobie,że do zaklęcia potrzebna będzie krew.Moja krew.Zeszłam szybkim krokiem do kuchni i z blatu wzięłam nóż.Popatrzyłam na duży zegarek wiszący w przedpokoju.Kurwa była już 23:20.Niedługo 24:00.Muszę zdążyć przed 12.Z torebki wyciągnęłam zapałki i zapaliłam wszystkie świece.Usiadłam po turecku w środku pentagramu i przecięłam rękę.Auć...Zacisnęłam zęby.Bella nie robisz tego dla siebie, a poza tym ty nie boisz się bólu ani odrobiny krwi.Jesteś do jasnej cholery czarownicą i młodą łowczynią wampirów.Nie możesz bać się krwi.Skarciłam się w środku.Każdą ze świec oznaczyłam swoją krwią.To chyba wszystko czego potrzebowałam do zaklęcia.Popatrzyłam ostatni raz na kartkę.Tak to już wszystko.Zostało tylko wypowiedzieć słowa zaklęcia w łacinie.To chyba najprostsza część zaklęcia.
-Voco super te spiritus Esther Mikaelson.-powiedziałam, a świece zapłonęły.-Voco super te spiritus Esther Mikaelson-powtórzyłam.Dlaczego nic się nie dzieje.-Voco super te spiritus Esther Mikaelson.-Z nosa zaczęła mi lecieć krew.W pokoju zrobiło się zimno.Okno otworzyło się z nagłym hukiemPo ciele przeszły mi ciarki.Poczułam jakby ktos dotknął mojego ramienia. Powoli odwróciłam głowę.Ujrzałam postać kobiety wyglądającej jakoś tak normalnie.Kobieta nie wyglądała jak duch wręcz przeciwnie wyglądała jak człowiek.Wyglądała na 30-40 lat.Miała długie,brązowe włosy,opadające na piękną zieloną suknię.
-Witaj Bello.-powiedziała przyjaznym ale władczym głosem.Uśmiechnęła się.
-Witaj Esther.-powiedziałam pewnym głosem.Odwzajemniłam uśmiech. 
-Wezwałaś mnie moje dziecko.W czym mogę ci pomóc?
-Mój przyjaciel Christian został uwięziony w ruinach starego kościoła...Można powiedzieć,że przeze mnie.
-Słyszałam o tym.I zapewne chcesz abym ci pomogła.-podrapała się po brodzie.Kiwnęłam głową.-Bello musisz wiedzieć,że jesteś bardzo silną czarownicą ale też podatną na czarną magię. 
-Nie jestem aż tak silna jak ty.Dlatego cię wezwałam chcę abyś mi pomogła.Podała zaklęcie czy coś w tym stylu.
-Oczywiście,że ci pomogę.Jesteśmy rodziną.Łączą nas więzy krwi.Chciałam żebyś wiedziała,że jesteś silniejsza ode mnie.W dniu twoich narodzin przekazałam ci 3/4 swojej mocy.Twoja matka też ci coś przekazała.
-Moja matka.Janna była czarownica nigdy o tym nie mówiła. 
-Bello Janna nie jest twoją matką.Jest to znaczy nie jest biologiczną.
-Ale jak nie jest.
-Bello dowiesz się w swoim czasie. 
-Ale...-Czułam się jakoś dziwnie jakby moje serce rozdarło się na tysiąc malutkich kawałeczków.
-Bello także jest zaklęcie które uwolniło by tego Christiana.Jest ono silne i można liczyć się z konsekwencjami.Nawet najsłabsze zaklęcie w Forks jest silniejsze.Wiesz,że w Forks łączą się te cholerne linie.Najgorsze jest to,że łączą się w miejscu gdzie została zabita pierwsza czarownica czyli tam gdzie są te ruiny. 
-Zostałaś tam zabita?
-Tak Bello.
-Kto cię zabił?
-Mój syn.Ale nie mówmy o tym.Umówmy się tak.Zaklęcie podam ci podczas snu ponieważ nie jesteśmy tu same.-Nie zrozumiałam tego.Byłyśmy same.Tzn ja byłam tu sama. 
-Dziękuję.-powiedziałam i połączenie się skończyło.Okno zamknęło się z hukiem,a ja opadłam na ziemię bezsilna.Nie wiem ile czasu tak leżałam.Minutę a może godzinę.W głowie cały czas słyszałam głos Esther,a właściwie jej słowa "Bello Janne nie jest twoją matką.Jest to znaczy nie jest biologiczną".To kto do cholery jest moją matką.Czy Charlie jest moim ojcem?Czy może jestem adoptowana?Nie mogę być adoptowana.Nie mogę...Z oczu pociekły mi łzy.Powoli wstałam z podłogi.Pentagram zniknął.Zostały tylko świece.Z ręki dalej leciała mi krew.Poszłam chwiejnym krokiem w kierunku łazienki.Otworzyłam apteczkę,wyjęłam z niej wodę utlenioną i bandaż.Odkaziłam ranę i zabandażowałam ją.Jak mogli mnie przez cały ten czas oszukiwać.Zeszłam na duł do salonu i usiadłam na kanapie.Z oczu popłynęły mi świeże łzy jak to możliwe,że jestem adoptowana.Położyłam się i przykryłam kocem.Nie minęła minuta, a zasnęłam.Śniło mi się,że biegłam.Uciekałam przed kimś, a może przed czymś.Biegłam ile sił w nogach.Byłam w jakimś opuszczonym zamczysku.Obudziły mnie czyjeś kroki.Zerwałam się z dziwnego a może przerażającego snu.Podeszłam na paluszkach do szafki na której stał telewizor i wyjęłam z niej broń.Wiedziałam,że Charlie w razie niebezpieczeństwa wszędzie chowa broń.Po cichu poszłam w kierunku dochodzących odgłosów.Ktoś zakrył mi usta i pociągnął do siebie.
-Cii.-powiedział jakiś męski głoś.Chciałam go kopnąć ale się odsunął.-Bella to ja Taylor.
-Odbiło ci przestraszyłam się.-uderzyłam go w pierś.
-Jestem twoim ochroniarzem i dostałem wezwanie od twojego przyjaciela,że od razu z wakacji mam jechać do willi Swanów i tak zrobiłem.Powiedział,że jesteś w niebezpieczeństwie.
-Jak widać żyję.Możesz już jechać.-pokazałam mu drzwi. 
-Gdzie Cassie?
-Śpi na górze.
-Kłamiesz.-pokręcił głową i spojrzał na moją rękę.Kurwa bandaż przesiąkł krwią.Jak znam życie cała kanapa była we krwi,a może szczęści mi dopisało i jednak nie.-Co ci się stało w rękę?
-Chciałam zrobić sobie kanapkę i się przecięłam,a tato nie miał plastrów to wzięłam bandaż. 
-Kłamiesz.Bella znam cię od 5 lat.Jesteś moją przyjaciółką i umiem przejrzeć cię na wylot.- 
powiedział i podniósł moją rękę do góry.Auć..Powoli rozwinął bandaż.-Bella to raczej nie wygląda na skalecznenie.Co ci się stało?Ktoś ci to zrobił?Uwierz mi ten ktoś nie przeżyje jak dowiem się kto to
-Nikt mi nic nie zrobił. 
-To co ci się stało?
-Nie ważne.-spuściłam wzrok.Taylor wiedział,że jestem wiedźmą.Głupio było mi mówić,że chciałam porozumieć się z zmarłą czarownicą.
-Bella możesz mi powiedzieć wszystko.-popatrzył mi w oczy.-Wolę usłyszeć brutalną,bolesną prawdę niż słodkie kłamstwo.Pamiętasz kogo to słowa?
-To są moje słowa.Obiecaj,że się nie wkurzysz.
-Nie wkurzę.
-Potrzebna była mi moja krew.Rozmawiałam z Esther.
-Ty jesteś głupia.Rozumiem jesteś wiedźmą ale mówiłaś że nie praktykujesz.
-Mówiłam.Ale musiałam ją o coś poprosić.O coś o czym nie chcesz słuchać.
-Chodziło ci o Christiana.-powiedział siadając na kanapie.
-Tak. 
-On żyje.
-Tak.-Christian zaprzyjaźnił się z Taylorem.Taylor bardzo przeżył to co Bonnie i ja zrobiłyśmy Chrisowi. 
-I chcesz mu pomóc.
-Tak.
-Rozumiem.Twoja sprawa czy będziesz żyła czy nie.Christian wie co ty chcesz zrobić?
-Nie.Mam pytanie Taylor.-Dopiero teraz do mnie dotarło,że Taylor wszedł tu normalnie, a po podwórku lata pitbull i rottweiler. 
-Ok pytaj. 
-Jak ty wszedłeś do domu. 
-Normalnie przez drzwi. 
-Po podwórku latają psy.Nie wiedziałeś ich?
-To one były puszczone?
-Tak były.-Zerwałam się na równe nogi i wybiegłam z domu. Moje kochane pieski.Na przodzie domu ich nie było.Gdzie one są. -Damon!!!-wołałam pitbulla.Pies nie odpowiadał. 
-Damon!!!-wołaliśmy z Taylorem na zmianę.Pobiegłam na tyły domu.
-Są tu!!-krzyknęłam do Taylora.
-Damon!!-pies nie podszedł do mnie.Postanowiłam,że to ja podejdę do niego.Stęskniłam się za nimi.Psy dziwnie się zachowywały.Usłyszałam kroki mojego towarzysza zasobom.-Zostań tam. Oni się dziwnie zachowują.-Gdy już byłam blisko rottweiler zawarczał.Co jest?Damon miał coś w pysku.Byłam za daleko aby zauważyć co.Była to kość tak mi się wydaje.Podeszłam jeszcze bliżej i uklękłam.Zagwizdałam i poklepałam się po nodze żeby zawołać psy.Podszedł do mnie  tylko rottweiler i zaskomlał.Pogłaskałam go i zagwizdałam ponownie przybliżając się do Damona.O kurwaaa!!!!!!!-AAA...-pisnęłam.To była ręka.Damon miał w pysku rękę.Pies zawarczał na mnie pilnując swojej zdobyczy.-Puść to !!!-krzyknęłam.-Damon puść to!!!-dopiero po drugim podejściu pies położył swoją zdobycz na ziemi i przybliżył się do mnie abym go pogłaskała.-Dobry piesek.-pogłaskałam go.Klęczałam i patrzyłam się w kość jak wryta.Taylor podbiegł do mnie.
-Zadzwoń do Bones. Ona zobaczy kogo to ręka.
-Ja wiem kogo to ręka.-ten pierścionek.Mój pierścionek...
-Kogo?
-Tola.
-Skąd wiesz?
-To mój pierścionek.Dałam jej go.Jest na nim wygrawerowane BFF B&T.-Znowu zaczęłam płakać.Tyle chciałam o niej zapomnieć ale jak zwykle mi się nie udało.Jutro rocznica jej śmierci.Dla jej rodziców jest rocznica jej zaginięcia.Bella pozbieraj się.Karciłam się w myślach. Taylor przytulił mnie.
-Bella jedziemy do Seattle.Nie możesz zostać tu sama.Ktoś tu był nie wiem jak tu wszedł ale może tu jeszcze być.Tak będzie najbezpieczniej jak nie będzie cie tu.Jutro rano przyjadę tu i wszystko sprawdzę teraz jest już późno.Musisz się ogarnąć jakoś.-szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę czarnego BMW.Wsiadłam do niego i się rozsiadłam w miękkich,skórzanych fotelach.
Gdy Taylor ruszył zasnęłam.Obudziłam się w swoim łóżku w jednych z moich apartamentów w Seattle na ramieniu Taylora.Byłam naga.Nic nie pamiętam.Czy ja i Taylor spaliśmy ze sobą? Nie na pewno nie.Nasz romans skończył się jakoś parę miesięcy temu,a może jeszcze trwa.Tak on jeszcze trwa on trwa cały czas.Czy byłabym w sanie wyznać miłość Christianowi a później przespać się z jego przyjacielem?Jasne,że bym była w stanie przecież jestem Bellą Swan, osobą która się niczym nie przejmuje.Osobą dla której najważniejszym priorytetem w życiu od 6 lat jest seks.Osobą którą interesuje tylko sado-maso. Boże czemu ja taka jestem?Czemu nie mogę z tym skończyć?Były to pytania bez odpowiedzi. Jestem osobą która traktuje chłopaków jak zabawki bo sama kiedyś byłam tak traktowana.Dla Christiana byłam gotowa skończyć z perwersyjnym seksem ale też byłabym zdolna skończyć z tym dla Edwarda.Bella jesteś jaka jesteś przeszłości nie zmienisz.Wiem,że nie zachowuję się jak nastolatka.Powinnam mieć jakiegoś idola w którym bym się podkochiwała.Ale ja nie mogę mieć idola.Patrzę na chłopaka i widzę jak mógłby mnie wziąć przy pierwszej lepszej okazji.Wiem,że powinnam być jeszcze pieprzoną dziewicą ale  co można spodziewać się po mnie.Jestem do niczego.Wczorajszy dzień był do niczego.Moje życie jest do dupy.Wszystko czego się tknę jest już do niczego.Położyłam policzek na jego nagim torsie i zaczęłam rysować jakieś wzorki opuszkiem palca.Ty jak zawsze jesteś przy mnie wraz z moimi przyjaciółmi.Ty kochasz pieprzyć się ze mną non stop.Ty po prostu masz gdzieś co ludzie sobie powiedzą.Ty tolerujesz mnie jaką jestem,a nie próbujesz mnie na siłę zmienić.To dzięki tobie wiem co to jest "delikatny" seks.To ty pomogłeś mi uwolnić się z toksycznego "związku".Taylor poruszył się.
-Już wstałaś?-zamruczał.Boże to niemożliwe żebym była zakochana w dwóch chłopakach,a jeszcze jeden trzeci mnie podniecał.
-Tak parę minut temu i myślę.-odpowiedziałam cicho jakby ktoś jeszcze tu był,a to przecież jest niemożliwe.Byliśmy sami i mogłam nawet wrzeszczeć i tak nikt nie mógłby mi zwrócić uwagi. 
-O czym myślałaś?
-O sobie.
-To trochę egoistyczne.-zaśmiał się.
-Myślałam o tym jaka jestem,a właściwie jaka powinnam być.Myślałam o tobie i wg..
-Miałem zaszczyt żeby Bella Swan ta modelka myślała o mnie.Co ja takiego zrobiłem,że zaprzątałaś sobie mną swoją śliczną główkę ?
-Nic po prostu leżałam koło ciebie naga i myślałam czy się z tobą przespałam.Czy byłabym w stanie parę godzin temu wyznać miłość Christianowi,a później przespać się z tobą.Doszłam do wniosku,że byłabym w stanie to zrobić.Z jednej strony chciałabym żyć tak jak dawniej nie dopuścić do wielu rzeczy i po prostu być normalną nastolatką.Mieć idola w którym bym się potajemnie podkochiwała.Mieć normalną rodzinę.Chciałabym patrzeć na chłopaka który mi się podoba i pomyśleć"ale on jest śliczny",a nie "ten chłopak wygląda na wysportowanego,byłby świetny w łóżku,mógłby mnie wziąć od tyłu pozwoliłabym mu na to"albo"ten chłopak wygląda na silnego i nie sądzę aby bał się użyć pejczy w łóżku".-Taylor westchnął.Wiedziałam w jego oczach żar.Wiedziałam już jaki jest na mnie napalony.Wbił oczy w jeden punkt.w moje nagie piersi.Kołdra którą byłam owinięta musiała się zsunąć.Już czułam,że robię się mokra.Serce zaczęło mi mocniej być,a oddech przyśpieszył.Usiadłam na Taylorze,a on podał mi foliowe opakowanie w którym znajdowała się prezerwatywa.Rozdarłam ją zębami i założyłam mu ją.
-Ach..-Taylor jęknął.Ciszę w pokoju przerywały tylko nasze jęki.Byłam już blisko..Taylor właśnie przeżył orgazm wykrzykując moje imię.Poszłam w jego ślady i przeżyłam chwilę uniesienia.Opadłam bezwładnie na Taylora.Oddech pomału zaczął mi się uspakajać.Tego mi było trzeba.Seks to chyba najlepsze lekarstwo na wszystko.Zachichotałam.Taylor popatrzył na mnie zdziwiony.Usiadł i wyszedł ze mnie,a ja przewróciłam się na brzuch.Ściągnął prezerwatywę,zawinął ją w chusteczkę i rzucił ją na podłogę.
-Nienawidzę ich.-powiedziałam patrząc na prezerwatywę z niesmakiem.-Co cię rozśmieszyło?
-Nic-Uśmiechnęłam się.Kurczę zapomniałam muszę mu podziękować.-Panie Rodriguez o mały włos a bym zapomniała. Tak więc powróćmy do moich myśli bo ktoś mi przerwał.-Taylor wystawił mi język,a ja przewróciłam oczami.Taylor niespodziewanie dał mi klapsa.-Ał.
-Dobra miałaś coś mówić.
-Miałam ale mi przerwałeś po raz drugi.Jestem twoją szefową i masz mi nie przerywać.
-Bo będę miał karę od mojej cudownej szefowej.-nachylił się i pocałował mnie.
-Mógłbyś mnie nie rozpraszać.-uśmiechnął się i przytaknął.-Tak więc panie Rodriguez chciałabym panu bardzo podziękować bo to dzięki panu leżę w tym łóżku,a nie robię loda jakiemuś obleśnemu frajerowi.Chociaż pan Hilson był bardzo przystojny.Tak więc bardzo ci dziękuję,że pomogłeś mi wyjść z tego bagna.Dziękuję ci,że nauczyłeś mnie tego,że w życiu nie jest ważny tylko sex ale jest wiele ważnych rzeczy.Dziękuję ci bardzo za to jestem twoją dłużniczką.-wstałam z łóżka i uklękłam koło Taylora.
-Co ty robisz wstań!Natychmiast mówiłaś,że z tym skończyłaś.-Posłusznie wstałam.-Ja nie jestem twoim uległym ani ty moim zrozumiano?-kiwnęłam głową.-Czy mógłbym już wykorzystać swoją przysługę.
-Tak.
-To wracaj do łóżka młoda damo.-uśmiechnął się.Usiadłam chłopakowi na kolana.Kochanek pocałował mnie łapczywie,namiętnie.Seks z Taylorem był czymś innym niż seks z Christianem.Dla Taylora jestem przyjaciółką i to wiadomo,że inaczej mnie traktuje.Nie wiedziałam kiedy to się stało ale leżałam pod Taylorem,a on zajął się moimi piersiami.Prawy sutek ssał i przegryzał,a zaś lewą pierś ściskał ręką.Przejechałam paznokciami po plecach,a on jęknął.Chłopak zaczął składać pocałunki coraz niżej.Nie.Nie.Teraz ja się tobą zajmę.Odepchnęłam go,usiadłam mu na kolana i pchnęłam go aby się położył.Zaczęłam go całować i tak jak on schodzić coraz niżej.Taylor podniecony jęczał pode mną. Oboje głośno oddychaliśmy.Przejechałam językiem po jego kutasie który nagle się naprężył.Taylor głośno wypuścił powietrze.Zlizałam z czubka kropelkę symbolizującą to,że mężczyzna jest podniecony.
-O kurwa Bella. 
-Ciii...-wzięłam go do buzi.Lizałam go.Taylor pojękiwał i klął.Wiedział,że jest uzależniony ode mnie. Jeżeli mu pozwolę dojdzie.Kochałam mieć nad kimś przewagę.Taylor był blisko wiedziałam to.Hmm... Pozwolić mu czy może nie.Musze się jakoś odwdzięczyć.Taylor doszedł w moich ustach wlewając do nich pyszny płyn.
-Mmm..-powiedziałam ocierając usta i uśmiechając się do niego.
-Od teraz śpisz tutaj kochana ja chcę codziennie takie pobudki.
-Oki.-położyłam się koło niego,a policzek położyłam na jego torsie.Oddech Taylora już się uspokoił.
-Dobra ja już wstaję.-Jak powiedział tak zrobił.-Nie chcę ci nic mówić ale już jest 9:00.
-Co!!!-zerwałam się na równe nogi.O 10:00 miałam spotkanie z zastępcą mojej korporacji.Szlag nie mogę się spóźnić bo wyjdę na gówniarę której zachciało się mieć własny biurowiec bo nie miała na co wydawać kasy.Otworzyłam przesuwane drzwi i zabrałam się za wybieranie jakiś fajnych ciuchów.Wybrałam ten zestaw . 
-Bello co chcesz na śniadanie?-zapytała Sara.Sara była moją gosposią.
-Co zrobisz to zjem.-uśmiechnęłam się do niej.Sara była piękną kobietą obrązowych włosach i oczach.Dzisiaj założyła śliczną granatową sukienkę i szpilki.Włosy jak zawsze miała rozpuszczone i wymodelowane.Gdy się uśmiechała widać było małe zmarszczki na czole i pod oczami zdradzające jej wiek. Odwróciłam się na pięcie wyszłam z garderoby.Podeszłam do łazienki,wzięłam szybki prysznic i  umyłam zęby.Nie miałam czasu na układanie włosów więc związałam je w kucyka.Auć zapiekła minie rana po wczorajszym zaklęciu.Wyciągnęłam z apteczki czysty bandaż i zabandażowałam rękę.Nałożyłam jeszcze na twarz lekki makijaż i byłam już gotowa.Poszłam do salonu gdzie na stole czekała na mnie sałatka. Mmmm wygląda świetnie i tak smakuje.
-Saro sałatka jest pyszna!-krzyknęłam do niej.
-Cieszę się Bello. Praktykujesz.-Boże tu przed nikim nie można mieć tajemnic!
-Tylko wczoraj.
-Pokarz mi tą rękę.-Posłusznie wyciągnęłam rękę w stronę Sary.Rozwinęła bandaż,dotknęła rany i nagle nie było po niej śladu.Sara była uzdrowicielką.
-Dziękuję.-przytuliłam ją.-Jesteś kochana.-pocałowałam ją w policzek.Była  dla mnie jak druga matka, a może babcia.
-Ty też jesteś kochana oraz wredna,paskudna, a teraz jeszcze spóźniona.Jedz szybko,a ja idę sprzątać.Co chcesz na lunch?
-Sama coś wybierz.
Szybko zjadłam śniadanie.Gdy udałam się w kierunku windy Sara podała mi lunch i życzyła miłego dnia.Zjechałam windą do dużego podziemnego garażu.Nie wiedziałam jakie mam wybrać auto.Na samym końcu garażu ujrzałam to czego było mi trzeba.Motor...Nie mogę na niego wsiąść nie mogę.Przypomina mi on o Tedzie.Chyba nigdy się nie przełamię żeby na niego wsiąść.Wybrałam czarne Lamborghini Aventador LP700-4.Nie minęło 6 min byłam już przed wielkim wieżowcem  Swan Enterprises Holdings Inc. Wyszłam z samochodu i stanęłam naprzeciwko ogromnego, czterdziesto piętrowego biurowca , całego ze szkła i stali. Nad szklanymi drzwiami metalowe litery tworzą dyskretnie napis " Swan Hause " . Bardzo chciałam aby biurowiec był stylowy, nowoczesny i taki właśnie był.Wyciągnęłam z torebki blackberry i sprawdziłam godzinę.Miałam jeszcze piętnaście minut.Jak to dobrze,że się nie spóźniłam. Z ulgą weszłam do ogromnego i zapierającego dech w piersiach holu ze szkła,stali i białego piaskowca. Siedząca za biurkiem z litego piaskowca atrakcyjna, zadbana blondynka uśmiechnęła się do mnie uprzejmie. Ma na sobie śliczną białą sukienkę i czarną marynarkę. Dziewczyna uświadamiając sobie kim jestem wstała i podeszła do mnie. 
-Witam panienko Swan.Nazywam się Melanie Brown jestem nową sekretarką pana Smitha. Na holu jestem ponieważ mieliśmy mały problem z jedną z pracownic.-Odezwała się dziewczyna.
-Cześć.Mów mi Bella.-uśmiechnęłam się i podałam jej dłoń na powitanie.Uścisnęła ją delikatnie jakby się bała. 
-Przyjaciele mówią mi Mel.Wolę Mel bo Melanie to tak bardziej oficjalnie.Jest pani zupełnie inna. Pan Smith jest dość władczy i bardzo niemiły.-Melanie spuściła głowę.-Przepraszam nie powinnam pani tego mówić.Pan Smith jest moim szefem a takich rzeczy o szefie się nie mówi.
-Nic się nie stało Mel każdy ma swoje zdanie.-Uśmiechnęłam się do niej uspokajająco.-A poza tym ja jestem prezesem tej korporacji i nie powinnaś się tym przejmować.Od kiedy tu pracujesz?
-Od jakiś 5 miesięcy przyjął mnie pan Smith.Przez jakiś czas byłam jego sekretarką i dalej nią jestem ale teraz nastąpiła mała zmiana i wylądowałam na holu ale tylko na dzisiejszy dzień.Pan Smith kazał mi panią od razu skierować do jego biura.-Też ma tupet. Jestem jego szefową i to ja mu rozkazuję nie on mi.
-Mel powiedz panu Smithowi,że czekam w swoim biurze i nie mam całego dnia na czekanie na niego.-uśmiechnęłam się i poszłam w kierunku wind i udałam się na ostanie piętro gdzie mieściło się moje królestwo.Drzwi widy się rozsunęły i ujrzałam kolejny ogromny hol ponownie górowało szkło,biały piaskowiec i stal.Przy biurku z piaskowca stoją dwie osoby.Kobieta i mężczyzna.Dziewczyna ma na sobie śliczne rurki,żółtą bluzkę na ramiączkach i przepiękną torebkę która leżała na biurku.Chłopak ma na sobie czarne jeansy i czarną marynarkę.Od razu ich poznałam dziewczyna nazywała się Vanessa Pirce była moją sekretarką,menadżerką i zawsze mogła mi się zwierzyć.Mężczyzna nazywał się Eric Maddox był narzeczonym Vanessy i moim pracownikiem od spraw specjalnych czyli potrafił sprawdzić wszystkich można go nazwać detektywem.Eric pracował kiedyś dla FBI ale dostał ode mnie lepszą ofertę :) Odchrząknęłam przerywając im rozmowę.
-Vanesso czy ty przypadkiwem nie jesteś w pracy ?- powiedziałam i nagle popatrzyli w moim kierunku.
-Bella!!!! - krzyknęła Vanessa i podbiegła i przytuliła się.
-Kochanie w pracy to jest panienka Swan a nie Bella.- powiedział Eric.
-Vanessa Price do jasnej cholery puść mnie.-powiedziałam i zachichotałam widząc jej minę. W ślad za mną poszed chłopak.Dziewczyna niewytrzymała i wszyscy się śmialiśmy. 
-Miło cię widzieć całą i zdrową.-Powiedział Eric. 
-Co masz na myśli przez słowo zdrową.-powiedziałam.
-To,że ostatni raz jak cię widziałem byłaś w szpitalu bo połknęłaś jakieś tam tabletki.Nawet nie wiesz jak się cieszę widząc ciebie zdrową.-Przytulił mnie.Jaki on jest kochany ale zajęty.
-Dobra.Eric uciekaj bo mam spotkanie z naszym kochanym panem Smithem.
-Dobra.Van radzę ci poprawić koszulkę i usiąść przy biurku.Bo będzie źle z tobą.To ja zmykam nie chcę aby jakiś prostak wrzeszczał na moją kobietę.-powiedział i pocałował ją w czubek głowy.
-Ale słodko.Van która godzina?-Vanessa spojrzała na zegarek.
-Bello jest za 5 dziesiąta.-odpowiedziała. 
-To ja idę do biura jak Smith przyjdzie to go tam skieruj.-powiedziałam,obróciłam się na pięcie i skierowałam się w stronę szklanych drzwi.
-Dobrze.-usłyszałam za plecami.Wyciągnęłam z torebki klucz i otworzyłam nim drzwi do gabinetu.Gabinet jest ogromny.Okna sięgają tu od podłogi po sufit.Bardzo mi się to podoba dlatego postanowiłam aby mój dom był cały w szkle dzięki temu nie będzie trzeba pobierać tyle energii na oświetlenie.Na przeciwko drzwi stoi wielkie biurko z ciemnego drewna.Z tego samego drewna został wykonany stolik który stał koło białej,skórzanej kanapy.Wszystko inne w pomieszczeniu jest białe:sufit,podłoga ( białe panele ) i ściana na której znajdują się drzwi do toalety.Podeszłam do biurka i przejechałam po nim ręką.Było czyste a nie byłam tu od miesięcy.Usiadłam na krześle.Moją uwagę przyciągnęły zdjęcia oprawione w drewnianą ramkę.Było ich w sumie cztery.Jedno przedstawiało mnie z przyjaciółmi:Chuckiem,Caroline, Taylora i Bonnie.To zdjęcie zrobił na nam mój brat Ted jak byliśmy na Karaibach.Następne zdjęcie przedstawiało mnie z moją pierwszą nagrodą. Ogłoszono mnie wtedy Top modelką.Byłam na pierwszym miejscu i dalej jestem to już będzie chyba z 3-4 lata.Trzecie zdjęcie przedstawiało mnie i Teda.Miałam na nim gdzieś z 2 miesiące  Ted trzymał mnie na rękach i uśmiechał się jak głupi.Ostatnie zdjęcie było dla mnie najważniejsze. Przedstawiało mnie i Teda.Zdjęcie było zrobione tydzień przed jego śmiercią. Był taki szczęśliwy.Wzięłam zdjęcie do ręki i przejechałam palcem po jego twarzy.Dlaczego mi to zrobiłeś?...Dlaczego?...Obiecałeś, że będziesz zawsze...Że ty,ja i twoja dziewczyna uciekniemy i zaczniemy wszystko od nowa...Bez tej cholernej rodziny...Bez tych problemów... Ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę! -krzyknęłam i drzwi się otworzyły. Odłożyłam zdjęcie.Do gabinetu wszedł nie kto inny jak Richard Smith.-Witaj Richardzie.-przywitałam się.- Usiądź- wskazałam ręką na kanapę.
-Witaj Bello.-powiedział. Richard wyglądał jak wiceprezes wielkiej korporacji. Ubrany w czarny garnitur,ogolony bez żadnej skazy.
-Dlaczego chciałeś się spotkać ?
-Chciałbym odkupić od ciebie to wszystko. 
-Co?! 
-Dobrze słyszłaś. 
-Nie nie zgadziam się.
-Dam za to dużo. Ty się nienadajesz na to wszystko. Jesteś zamała. 
-Spierdalaj !
-I o takie zachowanie mi chodzi Bello jesteś rozpieszczonym bachorem. Chcesz to masz jesteś zamłoda na takie coś. 
-Chyba coś powiedziałam.
-Ciekawy jestem co musiał zrobić Eric żeby zasłużyć na takie duże wynagrodzenie. Hymmmm ??
-SPIERDALAJ !!!! NIE POKAZUJ MI SIĘ NAWET NA OCZY JEŻLI NIE CHCESZ STRACIĆ TAKIEJ POSADY !!!!
-Przemyśl to jeszcze.-powiedział i wyszedł. Jaki ludzie mają tupet. Niech się cieszy,że tyle zarabia,że dałam mu szase. Dać komuś palca to zje całą rękę  (czy jakoś tak). Zadzwonił telefon. Popatrzyłam na wyświetlacz.Jakiś nieznany numer.
-Swan.-powiedziałam. 
-Cześć tu Alice Cullen...
*********************************************************
Przepraszam was za to że czekaliście tyle na rozdział. 
Jeżeli będą jakieś błędy ortograficzne to z góry przepraszam. 
Blogger coś szwankuje i podkreślają mi się wszystkie słowa jeżeli wiecie co jest nie tak to prosiłabym żebyślie mi pomogli : D 
Myślę że rozdział się spodobał : ) 
I jeszcze raz przepraszam za to że tak długo czekaliście i jeszcze jedno pytanie wolicie poczekać aż Edward i Bella będą razem czy żeby już byli razem ??
Odpowiedzi w komentarzach.
Całuję i pozdrawiam : * 

sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział 5

                                                 ROZDZIAŁ V

Woow... Blog ma już 1,300 wyświetleń. Dziękuję wam kochani że jesteście wytrwali w czekaniu na nowe rozdziały.

OCZAMI BELLI :

To nie miało sensu.To siedzenie przy tych ruinach.On nie żyje Bella.On nie żyje tak jak Ted. Zrozum to ludzie..wampiry umierają.Musisz wstać pojechać do domu i zacząć żyć normalnie. Uporać się ze śmiercią dwóch najważniejszych osób w swoim życiu.Żyć tak jakby ich nigdy nie było.Otarłam oczy z łez i wstałam. Zachwiałam się przy wstaniu ponieważ nogi mi zdrętwiały i szybkim krokiem poszłam w kierunku auta.
-Bella!!-usłyszałam nagle.Ten głos zawsze go poznam.To Christian.Odwróciłam się i go ujrzałam klęczał przy kratach.Szybko do niego podbiegłam.Boże jak się cieszę.On żyje.On żyje.I jest tu przede mną.
-Christian.-powiedziałam.Targały mną mieszane uczucia radość,smutek,niedowiarę,cierpienie.Położyłam rękę na jego ręce.-Ty żyjesz.Ty żyjesz!!!Boże jak się cieszę!!-powiedziałam,a z oczu popłynęły mi świeże łzy.
-Nie płacz słonko.Jestem tu przy tobie.Jesteśmy razem i nic nas już nie rozdzieli.Kocham cię-Powiedział.Te dwa słowa "Kocham cię" sprawiły,że nagle nie obchodziło mnie już nic. Liczył się tylko on. Nie obchodził mnie Edward moja nienawiść do niego. Obchodziła mnie tylko miłość Christiana do mnie i moja miłość do niego.Poparzyłam się w jego oczy a on w moje. Dostrzegłam w nich miłość,tęsknotę,smutek i radość.Nagle nie obchodziły mnie konsekwencje  mojego czynu.Popatrzyłam się na kłódkę i ona nagle się zaczęła się topić i rozpadać na malutkie kawałeczki.Pchnęłam kratę a ona się otworzyła.Jak to dobrze być czarownicą.Nie mogłam się powstrzymać rzuciłam się Christianowi w objęcia. Płakałam,śmiałam się.Jednym słowem cieszyłam się,że jest teraz przymnie i mogę zapomnieć o wszystkich złych rzeczach które mi się dzisiaj przytrafiły.Christian dotknął mojego podbródka i pociągnął go do góry abym spojrzała mu w oczy.
-Kocham cię-powiedział raz jeszcze.-I zawsze będę cię kochał.
-Ja ciebie też kocham i nigdy nie przestanę.-powiedziałam i go pocałowałam.Całowaliśmy się namiętnie ale też łapczywie. Nie chciałam przerywać tej chwili ale byłam cholernym człowiekiem i potrzebowałam powietrza.Christian oderwał się ode mnie.
-Bella my nie możemy.Musisz o mnie zapomnieć raz na zawsze.
-Christian ja nigdy oo tobie nie zapomnę.Zawsze będę cię kochać i choćbym miała oddać wszystko za to żebyś stąd wyszedł oddałabym.Bo cię kocham idioto i zawsze będę cię kochać.-powiedziałam.Miał coś powiedzieć już otwierał usta ale przerwałam mu pocałunkiem. Zaczęłam rozpinać mu koszulę.Christian złapał mnie za ręce. 
-Bella nie.Nie będę uprawiał z tobą seksu w jakiś ruinach kościoła. 
-Mam w dupie jakieś ruiny kościoła.-powiedziałam i wróciłam do poprzedniego zajęcia. Christian wziął mnie na ręce i gdzieś zaniósł. Nie wiem gdzie ale to chyba służyło za jego sypialnie bo na środku tego pomieszczenia leżała poduszka.Moja poduszka.Christian nie przerywając pocałunku postawił mnie na ziemię.
-Odwróć się.-szepnął.Wykonałam jego polecenie.Odgarnął moje włosy z ramienia i zaczął mnie po niem całować.Kochałam to.Robił to tak delikatnie.Powoli rozpiął mi sukienkę nie przestając obdarowywać moich ramion delikatnymi pocałunkami.Gdy sukienka wylądowała na ziemi byłam już tylko w bieliźnie.Christian delikatnie dotykał mojego ciała i...Jakby uczył się  go na pamięć..Jakby miał je zaraz stracić...Powoli odwróciłam się w jego stronę.Popatrzyłam się w jego oczy i powiedziałam bezgłośnie "NIGDY MNIE NIE STRACISZ". Nachylił się i zdał na moich ustach namiętny pocałunek. Powróciłam do dawno już rozpoczętego zadania pt."Rozebrać Christiana zanim się rozmyśli". Christian pozwolił mi na uporanie się z rozpinaniem jego koszuli.Był bardzo cierpliwy ponieważ nie miałam tak zwinnych palców jak on.Nie przerywając pocałunku Christian ostrożnie pchnął mnie na zimną ziemię. Nie obchodziło mnie że byłam w zakurzonym,brudnym miejscu. W jakiś ruinach. Obchodziło mnie tylko że byłam z nim.Że z nim jestem nie byłam jestem.Czułam się jak w przyjemnym śnie z którego nigdy nie chciałabym się obudzić. Christian zaczął składać na moim ciele delikatne pocałunki zaczynając od ust.Chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie. W końcu wszedł we mnie i powoli zaczął się poruszać aby nie zrobić mi krzywdy.W tej chwili już nic nie chciałam, nawet tego całego bogactwa i tej sławy.Chciałam tylko jego i jego miłości do mnie.W tym momencie przeżyłam najlepszy orgazm w moim życiu.Leżąc na torsie Christiana nie wiem kiedy zasnęłam.Śniło mi się,że byłam na łące z niedaleka widziałam wielki piękny dom. Mój dom ten co się teraz budował.
Sen Belli :
Leżałam na kraciastym kocu na Jego nagim torsie.Byliśmy na łące obok naszego domu na obrzeżach Forks. Jak to dobrze że zdecydowałam się go wybudować.Słyszałam jak miarowo oddycha. On nie oddychał on wdychał mój zapach.
-Bella nie udawaj,że śpisz.Jestem wampirem i wiem kiedy śpisz.-zamruczał swoim cudownym barytonem.
-Christianie ja nie śpię ja myślę.-powiedziałam podpierając się rękami o jego tors żeby spojrzeć mu w oczy.
-A o czym ty tak myślisz kochanie.
-O tym,że popełniłam błąd wychodząc za ciebie.
-Tak.-powiedział i położył mnie tak że na mnie leżał.
-Nie wasz się nawet tego zrobić.
-Czego.-powiedział i jedną ręką przytrzymał mi ręce nad głową.
-Ja nie mam gilgotek.
-Mnie nie oszukasz.-powiedział i zaczął mnie gilgotać. 
-Nie zachowuj się jak dziecko.-powiedziałam śmiejąc się.-Toby zachowuje się dojrzalej od ciebie, a ma 5 lat.
-Bo jest mądry po tatusiu.-powiedział.-I nasza mała córeczka też taka będzie.-powiedział dotykając mój brzuch.-Jeszcze tylko 2 miesiące. 
-Córka będzie taka jak mama.I będzie miała na imię Emma. 
-Mia ładniej.
-Może Phoebe.
-Phoebe pięknie...-nagle usłyszeliśmy płacz.Christian nagle zerwał się na równe nogi i szybko zapiął koszulę.Pomógł mi wstać,wziął mnie za rękę i szybkim krokiem poszedł w kierunku dochodzącego płaczu.Gdy doszliśmy na miejsce zobaczyliśmy Jane próbującą uspokoić Toby'ego. 
-Co się stało Jane?-powiedział Christian wyrywając jej z rąk Toby'ego. 
-Toby upadł i wypadło mu ciastko z ręki.-odpowiedziała dziewczyna.
-Nic się nie stało Jane.Christian zbyt nerwowo zareagował.-powiedziałam podchodząc do mojego ukochanego synka. 
-Zareagował jak każdy tato by zareagował.
-Toby chodź na kocyk bo tam mama ma ciasteczka.-powiedziałam głaszcząc go po główce. 
-Ok.-powiedział słodko Toby.I wyciągnął rączki w moją stronę żebym wzięła go na ręce. 
-Toby mama nie może dźwigać pamiętasz bo jest w ciąży.-powiedział Christian. Tak ślicznie razem wyglądali.Toby miał tylko po mnie zarys oczu resztę miał po tatusiu.
-Mamusiu a jak będzie miała na imię moja siostra.-powiedział Toby wyciągając rękę z chęcią dotknięcia mojego ciążowego brzucha.
-Wiesz mama z tatą doszli do wniosku,że Phoebe.-powiedziałam uśmiechając się do niego.Toby był już dużym,mądrym chłopcem i jestem pewna,że będzie kochał i zajmował się siostrą bardzo dobrze. 
-Phoebe bardzo ładnie.-powiedział pokazując swoje piękne białe zęby.Jednym szybkim ruchem Christian postawił małego na ziemię.
-Berek.-powiedział Christian i klepnął małego w plecy.Wampirzym tempem pobiegł prosto przed siebie.Toby szybko odwrócił się na pięcie i pobiegł ludzkim tempem w poszukiwaniu taty.Odwróciłam się w ich stronę i zauważyłam jak Christian bierze małego na ręce i obraca się z nim.Jacy oni są piękni.Moi kochani mężczyźni...Nasi kochani mężczyźni.Złapałam się za brzuch.
TERAŹNIEJSZOŚĆ: 
Obudziłam się i bardzo tego żałowałam.Chciałam aby ten sen szybko się spełnił.Mógłby się spełnić gdyby nie...Nie mogę teraz o tym myśleć nie kiedy byłam z nim.Chciałam się nim nacieszyć.Christian przyglądał mi się.Chodź miałam zamknięte oczy czułam to na ciele.Pocałował mnie w czubek głowy.To oznaczało że wie już że nie śpię.
-Cześć.-powiedziałam zaspanym jeszcze głosem.
-Cześć-odpowiedział swoim przyprawiającym o ciarki barytonem.-Czyli to nie są jakieś halucynacje albo sen.-zaśmiał się.-Nawet nie wiesz jak się cieszę że cię widzę. 
-Na pewno nie tak jak ja.-powiedziałam i podparłam się rękami o jego nagi tors aby go pocałować.-Nawet nie wiesz jak cię kocham.-spojrzałam mu w oczy.Jedna część snu już się spełniła.
-Co ci się śniło?-zmienił temat.
-A co?
-Mówiłaś przez sen kochanie.
-A co mówiłam?-cholera.
-Moje imię.
-Miałam przyjemny sen.
-A tak jaśniej.
-Sam się dowiedz.-powiedziałam odsłaniając szyję.Christian poprzez krew mógł zobaczyć wspomnienia ludzi,wampirów i wszystkich istot nadprzyrodzonych.
-Bella nie mogę.
-Możesz.Pozwalam ci.-Christian usiadł i wygodnie usadził mnie na swoich kolanach. Nachyliłam się aby miał lepszy dostęp do mojej szyi.Poczułam lekkie uczucie jak wbił się zębami w moją szyję.Dalej czułam..Coś niedopisania...Przyjemność,rozkosz...Nigdy nie czułam bólu.Nie wiem ile czasu to trwało...Minuta,godzina parę sekund...Christian oderwał się ode mnie,szybko ale delikatnie.Poczułam ukłucie takie jakie zadaje komar.
-Sny się spełniają.-powiedział radosnym głosem,a ja położyłam głowę na jego ramieniu.
-Sny można przyśpieszyć.-szepnęłam i pocałowałam go w ramię.
-Bella nie.-Nie zwracając uwagi na jego prośbę pchnęłam go na ziemię.Nie opierał się. Zaczęłam go całować.Schodzić coraz niżej.Na szyi chłopaka wyczułam dwie malutkie blizny. Na każdej z nich złożyłam delikatny pocałunek.Christian wzdrygnął się ale nic nie powiedział. Teraz była moja kolej na przypomnienie sobie ciała kochanka.Pocałowałam wyrzeźbione mięśnie.Każdy element jego ciała.Gdy zbliżyłam się do pępka chłopaka i chciałam go pocałować Christian odepchnął mnie.
-Bella nie.To nie jest najlepszy pomysł.Jestem tu teraz.Nie chcę abyś sama musiała się dzieckiem zajmować lub coś.Kocham cię ale ja tak nie mogę.Nie mogę patrzeć teraz na ciebie. Nie mogę znieść myśli że znowu mnie opuścisz.Nie mogę.
-Nie zostawię cię. Już nigdy.-Przytuliłam się do niego.-Zrobię wszystko żeby cię stąd wyciągnąć.-przyrzekłam.Chciałam dotrzymać słowa.Pragnęłam go dotrzymać.
-Bella nie obiecuj rzeczy nierealnych.-pocałował mnie w czoło. 
-To jest realne i obiecuję ci że to spełnię.Jak nie teraz to za parę miesięcy lub lat. 
-Dobra.Skończmy to lepiej powiedz dlaczego wg tutaj przyjechałaś.Pod ten kościół. 
-Nie wiem jak się tu znalazłam.Jechałam prosto przed siebie i nagle się tu znalazłam.Nie wiem jak ci to wytłumaczyć ale coś kazało mi tu przyjechać.Martha powiedziała,że ty mi kazałeś. 
-Myślałem o tobie.I nagle usłyszałem twój płacz i poczułem twój zapach. 
-To dziwne trochę.
-Bella nie wiem czy wiesz ale Forks jest miastem przez które przebiega linia.Nie jesteś tu bezpieczna. 
-Potrafię o siebie zadbać.Potrafiłam do tej pory i teraz też potrafię.Jestem czarownicą umiem zabić kogoś wzrokiem.Jestem silniejsza niż wam wszystkim się wydaje.Chuck te dzisiaj mi powiedział że mam być ostrożna. 
-Dlaczego??
-Można powiedzieć,że albo Tola żyje albo ktoś chce nas zabić.A właściwie mnie.-położyłam głowę na jego piersi.-Nie mam ochoty poruszać tego tematu. 
-Bella zaczęłaś mówić to mów-dotknął mojego podbródka i odchylił mi głowę abym popatrzyła w jego oczy.-Bella zacząłem się martwić.-pocałował mnie w czoło. 
-Mówiłam ci o tym co się stało z Tolą.Co my jej zrobiliśmy.
-No mówiłaś.
-Mówiłam ci,że wtedy kogoś widziałam.
-Tak mówiłaś i co w związku z tym.
-Taylor podszedł do niej i ją zabił.To miała być zabawa.-zaczęłam zanosić się płaczem.
-Ciii.Nie płacz.-przytulił mnie. 
-Podbiegłam do niej.Pluła krwią.Zaczęłam ją reanimować.Byłam cała w jej krwi.-po ciele przeszły mi ciarki na wspomnienie feralnego dnia.-Słyszałam płacz dziewczyn,krzyk Tay'a  nawet płacz Chucka,a wiesz jaki on jest.Byłam skupiona na reanimacji jej.Po paru minutach odpuściłam.Popatrzyłam w las i ujrzałam postać mężczyzny.Przyglądał się temu wszystkiemu. 
Dzisiaj dostałam mms'a. Było to nagranie.Nagranie śmierci Toli.-Drżącymi rękami sięgnęłam po telefon który leżał niedaleko mojej sukienki.Włączyłam nagranie i pokazałam je Chrisowi.- Christianie  to jest dowód jeżeli ten ktoś pójdzie z tym nagraniem na policję pójdziemy siedzieć. Nie ważne będzie,że mój ojciec jest szefem FBI, że ojciec Chucka jest szanowanym biznesmenem.Temu komuś nie zależy na tym abyśmy poszli siedzieć.ON chce nas zniszczyć psychicznie abyśmy sami się do nich zgłosili albo chce nas pozabijać. Jedno jest pewne ma w tym jakiś powód.
-Nie pozwolę aby ten psychopata coś ci zrobił.Za bardzo cię kocham.-pocałował mnie w czoło.- rozumiesz nie pozwolę na to.
-Wiem Christianie.Ja ciebie też kocham. I teraz powinieneś zrozumieć dlaczego teraz tu z tobą siedzę.Dlaczego chcę cię stąd wyciągnąć. 
-Rozumiem cię słonko.Teraz przestań płakać i opowiadaj jak twoje życie się zmieniło.Bo uczucia mi nie wystarczają.-uśmiechnął się.
-Wiesz wile się zmieniło.Charlie ma kogoś.Cassie też kogoś znalazła.Phil jest zaręczony z księżniczką Hiszpańską...
-Jasne.
PARĘ GODZIN PÓŹNIEJ :
-Kochanie muszę się już zbierać.-powiedziałam.Pocałował mnie.
-Nie pozwolę ci.-pocałował mnie kolejny raz.
-Muszę.Już późno,a jutro jadę w poszukiwania sukni ślubnej dla Hanny.
-To zmienia postać rzeczy.Ale to nie jest takie ważne.
-Będę świadkową.
-Musisz mnie jeszcze przekonywać.-usiadłam mu na kolana i pocałowałam go.
-Czy taka prośba może być.
-Hymmm....Nie.-następny pocałunek trwał dłużej.-To jeszcze nie to.
-Świnia.-powiedziałam i go lekko uderzyłam.Wstałam i zaczęła szukać swoich ciuchów.Wyszło na to,że tylko sukienka została do użytku.Bielizna była podarta.Przypomniałam sobie wczorajszą,a właściwie dzisiejszą noc.Mmm...Muszę częściej tak błądzić...
-Musisz częściej tak błądzić kochanie..
-Jak ty to zrobiłeś?
-Co?
-Pomyślałam właśnie o tym samym.
-Nie wiem mała ale wiem,że jesteś jeszcze bardziej wspanialsza w łóżku niż kiedyś byłaś.
-Miało się tą praktykę.-powiedziałam odwracając się do niego tyłem żeby zapiął mi sukienkę. Gdy ją zapiął dał mi klapsa.-Ał za co?
-Już dobrze wiesz za co.
-Kochanie pokój nadal na ciebie czeka i wszystko jest dalej do użytku.
-Mmmm...Kusząca propozycja.Tylko wiesz ja nie mogę się stąd ruszać.
-To ktoś inny skorzysta.
-Ani się waż.
-Ok ok.To już idę.Tylko wiesz musisz mi pomóc wyjść.
-Nie znasz drogi.Co my z tym fantem zrobimy.
-Odprowadzisz mnie i jutro postaram się przyjść.
-Dobra.-ani się obejrzałam,a Christian był juz ubrany i trzymał mnie na rękach.
-Ja mam nogi.
-A ja jestem wampirem.-W szybkim tempie znaleźliśmy się przy wejściu do ruin.Christian postawił mnie na ziemię i wtedy miałam okazję przyjrzeć mu się.Był taki wysoki jak zawsze. Odcień jego skóry był bardziej ludzki wcześniej był blady.Jego twarz zazwyczaj przykryta maską promieniała.Oczy się świeciły ze szczęścia.Boże jak ja kocham tego wampira.Miał na sobie tylko spodnie które opadały mu seksownie na biodra.Ten idiota wiedziała,że mnie to podnieca wiedział to.To nie fair,że juz musiałam iść.
-Jesteś okropny.
-Wiem kochanie.
-To dobrze,że jesteś tego świadom.-Przytuliłam go ostatni raz.Nie ostatni...Ostatni tego dnia.
-Pa Swan.-pocałował mnie.
-Pa Cross.-powiedziałam odchodząc od niego.Gdy byłam już niedaleko samochodu.Mimowolnie odwróciłam się.Bella co ty robisz .Pobiegłam ile sił w nogach do Christiana.To już nie byłam ja.To nie mogłam być ja.Nie wiem co we mnie wstąpiło.Rzuciłam się Chrisowi w ramiona i go pocałowałam.-Christian ja nie mogę.
-Wiem ja też.Musisz już iść już naprawdę późno.-popatrzyłam w jego oczy błagalnym wzrokiem.-Bella ja ci każę.
-Dobrze.-odwróciłam się i już poszłam prosto w kierunku samochodu.Nie pojechałam prosto do willi taty.Pojechałam do najbliższego sklepu zielarskiego.Popatrzyłam na zegarek 22:30. 
Wyszłam z samochodu i na moje szczęście sklep był czynny do 23:00. Sklep oświetlały jedynie świeczki.Było w nim ponuro.Za jednej z półek sklepowych wyleciał czarny kocur miaucząc przeraźliwie.Boże... Przestraszyłam się.Kurwa ale tu strasznie..
-Dobry wieczór!-krzyknęłam.
,.-Dobry wieczór!-odpowiedziała mi przyjaznym głosem jakaś starsza pani.-Coś ci podać kochaniutka ?
-Poprosiłabym świece.
-Ile tak byś ich chciała?
-Wie pani gdzieś z 10-20.
-Dobrze to da się zrobić.
-Jakby można było żeby były czerwone.
-Będzie można.-powiedziała,uśmiechnęła się i poszła na zaplecze.Rozglądnęłam się po sklepie. Jak można tutaj pracować.To miejsce jest przerażające.Kobieta przyszła z zaplecza i położyła świece na ladzie.
-Ile płacę.-powiedziałam.
-20$ -wyciągnęłam z portfela 50$ i podałam kobiecie.-Reszty nie trzeba.-uśmiechnęłam się.
-Dziękuję ci.Niech ci się uda kochana wierzę w ciebie.
-Do widzenia-powiedziałam i szybkim krokiem wyszłam z tego sklepu.Ta kobieta jest przerażająca.Wsiadłam do auta i ruszyłam z piskiem opon.Jechałam dość szybko nie zważając  na przepisy ruszyłam w stronę willi. Wystukałam na klawiaturze kod i brama otworzyła się ukazując biały dom.Zaparkowałam,wysiadłam z samochodu i wyjęłam świece. Musiałam się pośpieszyć do 24:00 coraz mniej czasu.Nie rób tego. Usłyszałam głos Marthy w głowie. Będę robić co mi się podoba.Spierdalaj. Odpowiedziałam.  W domu było strasznie ciemno.Zapaliłam wszędzie światła i poszłam na górę do swojego pokoju.Przebrałam się w szorty i luźną koszulkę na ramiączkach,włosy spięłam w koka.Z biurka wyjęłam księgę czarów która należała do najsilniejszej czarownicy.Pierwszej czarownicy na świecie.Czarownicy,która stworzyła nową rasę.Czarownicy,która była matką dzieci księżyca i słońca.Czarownicy z mojego rodu.Poszukałam zaklęcia na wzywanie duchów.Nie powinnaś tego robić.Martha chciała mnie przekonać.
---------------------
Przepraszam,że rozdział jest taki krótki.Zaczynam już pisać rozdział 6.
I przypominam 6 komentarzy i następny rozdział : D


czwartek, 13 czerwca 2013

Informacje o rozdziale !!!!

                             INFORMACJE O ROZDZIALE 

Przepraszam was bardzo za niewstawienie nowego rozdziału. Za pisanie rozdziału dopiero zabiorę się jutro. Przepraszam was ale teraz koniec roku i muszę popoprawiać oceny :) 
A mam się uczyć już do końca roku :( 
Przepraszam was jeszcze raz bardzo mocno : *
Rozdział postaram się wrzucić w sobotę albo niedzielę : )
Jeszcze raz mocno przepraszam :) 

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział 4

ROZDZIAŁ IV

Zapraszam was na już na IV rozdział.Ciesze się że rozdział III się sopdobał.Myślę że i ten rozdział pozostawi po sobie niedosyt ; D Przypomnę że 3 komentarze i zaczynam pisać rozdział .


Dom w środku okazał się jeszcze piękniejszy niż na zewnątrz.W dużym przedpokoju ściągnęłam szpilki.Dom choć był mniejszy od willi Charliego,willi Janne i Phila czy od mojego domu który się teraz buduje był perfekcyjnie urządzony.Wszystkie ściany były oszklone podobały mi się takie domy.Obróciłam się dookoła.

-Śliczny jest ten twój dom.Piękny jak właściciel.-powiedziałam Edwardowi.
-Bez przesady.Fakt jest jedynym takim domem w Forks i jego obrzeżach.I właśnie to mi się w nim podoba jest po prostu inny.-powiedział Edward.-Zamierzasz siedzieć w przedpokoju i podziwiać jego uroki czy może wolisz posiedzieć w salonie.Jak chcesz jesteś gościem schody też są wygodne do siedzenia.-Zaśmiał się.
-Jesteś okropny.Możemy pójść do salonu.Ale twój dom nie jest jedyny który ma oszklone ściany.
-Tak a jaki jest jeszcze?
-Np. jest taki jeden niedaleko stąd.Właśnie się buduje.
-Będziesz miałam podobny dom?
-Taki podała mi pomysł moja architektka nie miałam pojęcia że jest jeszcze taki jeden dom i to jeszcze w pobliżu.
-Mówi się trudno.Czego się napijesz?-powiedział jak doszliśmy do dużego salonu.Był w różnych odcieniach bieli.Na środku stała wielka biała kanapa w jednym z kątów stało wielkie białe pianino.Umiałam kiedyś grac na tym instrumencie ale po pewnym zdarzeniu nie mam ochoty nawet na nie patrzeć.Rozglądając się doszłam do wniosku że pokój nie dość że jest piękny to jeszcze świetnie urządzony.
-A co masz?
-A na co masz ochotę?
-Mam ochotę na wiele rzeczy.-pokazałam mu język a on się uśmiechnął.-Może być woda.
-Już idę ci nalać a ty się rozgość.-powiedział i zniknął w wielkich drzwiach.Usiadłam na kanapie założyłam nogę na nogę,wyciągnęłam z torebki telefon i postanowiłam odpisać na SMS'a do Kathy "Cześć kochana słuchaj nie mam teraz czasu.Na pewno się spotkamy niedługo obiecuję. xoxo Bella" . Wiadomość ledwie zdążyła do niej dojść a już dostałam odpowiedź " Swan co za refleks po 5h odpisać na SMS'a. Ok.Jak będziesz miała czas to napisz xoxo Gossipgirl ". Zdążyłam włożyć telefon do torebki zanim do pokoju wszedł Edward.Podał mi wodę.
-A ty nic nie pijesz?-zapytałam zdziwiona.
- Na razie nie mam ochoty.-powiedział.Nie wiem ile rozmawialiśmy czas jakby przestał płynąć.Czułam się jakby na świecie był tylko Edward i jakbym miała wielkie szczęście że z nim teraz jestem.Wprawdzie dla niego to może nic nie znaczy ale dla mnie znaczy wiele i wkurza mnie to że Edward bawi się moimi uczuciami.Choć wiem że w każdej chwili może tu wejść jakiś członek jego rodziny decyduję się go pocałować.Na zegarku położonym na komodzie zobaczyłam że jest już 17:30.Cholera miałam jeszcze jechać na budowę.Popatrzyłam przez okno i nic nie wskazywało na taką późną porę niebo dalej było niebieskie bez żadnej chmurki.Może to dzięki temu że jestem teraz z Edwardem.
-Edward fajnie się rozmawia i wg ale muszę się zbierać.Miałam wejść na chwilę a jestem już parę godzin,a jeszcze muszę jechać na budowę.-powiedziałam ze smutkiem w oczach.Nie chciałam jeszcze iść.Mogłabym tak siedzieć i z nim gadać przez całe życie.Edward wydawał się inny niż wszyscy chłopacy w mieście i to mnie w nim kręciło.Popatrzyłam na niego i nie mogłam oderwać oczu od jego piwnych oczu.Może to głupie ale zakochałam się w chłopaku którego znam dopiero 2 dni...
-Szkoda,że musisz już iść fajnie się z tobą rozmawiało wg jesteś inna niż wszystkie dziewczyny w Forks.Jesteś normalna i ani trochę nachalna.Jesteś piękna,miła,urocza,słodka...-moje serce zaczęło szybciej bić.To było cudowne uczucie.Uczucie że kogoś się kocha.Ale on ma dziewczynę.-Jest wiele rzeczy o których sama o sobie nie wiesz np. jak się śmiejesz twoje oczy śmieją się z tobą.Jak jest ci smutno to twoje oczy to okazują chociaż masz na twarzy uśmiech.Śmiejesz się jak mała dziewczynka i to jest takie...nie wiem w jakie słowa to ująć bo piękne to zamało. Jak chcesz mnie pocałować to twoje ciało mówi to samo za ciebie.Ono woła "Pocałuj mnie bo ja się boję twojej reakcji". Bella jesteś... nie mam słów żeby wyrazić jaka jesteś ale nie możemy być razem.Choć wiem że tego pragniesz nie możemy...
-Ale...Dlaczego?-wiedziałam że ma kogoś.Po co robił mi cholerne nadzieje.
-Bella to nie tak...Nie powinnaś mnie znać.Powinnaś trzymać się ode mnie z daleka. -Tłumaczył się.Nie chciałam już go słuchać.Chciałam opuścić to pomieszczenie i zapaść się pod ziemię.Wstałam i się zachwiałam.Zakręciło mi się w głowie.Boże co za wstyd.Edward wziął mnie na ręce i położył na kanapie.
-Zostaw mnie nic mi nie jest.Na mnie już pora.-Chciałam wstać ale mi nie pozwolił.Nie wierzył mi że dobrze się czuję.W pewnym sensie miał rację bo nie czułam się dobrze.Czułam się fatalnie ale psychicznie nie fizycznie.-Nie dotykaj mnie.-Strzepnęłam jego rękę z mojego ramienia.Próbowałam wstać ale mi nie pozwolił.-Kurwa Edward puść mnie do jasnej cholery.
-Nie zamierzam cię teraz puścić ty prawie zemdlałaś.
-Bo za szybko wstałam.Śpieszę się i nie mam zamiaru z tobą jeszcze siedzieć.Edward jesteś taki dobry z rozpoznawania emocji z mojej twarzy jak się niedawno przekonaliśmy to jeszcze nie wyczytałeś,że cię nienawidzę,że jesteś dla mnie nikim.Jak powiedziałeś powinnam trzymać się od ciebie z daleka to chcę to wdrążyć w życie ale mi nie pozwalasz.-powiedziałam z nienawiścią w głosie.Wreszcie mnie puścił.Nie chciałam tego mówić ale to było jedyną rzeczą jaka w tej chwili przyszła mi do głowy.Wstałam wzięłam torebkę i poszłam w kierunku drzwi.Ja nie szłam ja biegłam.Przy drzwiach odwróciłam się po raz ostatni w jego kierunku. Unikał mojego wzroku.Gdy nasze oczy po raz ostatni się spotkały widziałam w nich obojętność co jeszcze bardziej zmotywowało mnie do szybkiego opuszczenia posiadłości. Przechodząc przez drzwi z moich oczu zaczęły ciec łzy.Przyłożyłam rękę do oczu i szybkim krokiem ruszyłam do samochodu nie odwracając się już za siebie.Kurwa te feralne schody oczywiście musiałam się potknąć.Wreszcie stałam przy samochodzie ale oczywiście z trudem otworzyłam drzwi drżącymi rękami.Ja go naprawdę kochałam.Zakochałam się w nim po 2 dniach znajomości.Jak mogłam na to pozwolić.Po dwóch nieudanych próbach włożenia kluczyków do stacyjki wreszcie mi się udało i odpaliłam samochód.Ostatni raz popatrzyłam na Edwarda.Stał w oknie i z obojętnością patrzył się w moją stronę.Nic go to nie obchodziło. Przycisnęłam nogę na gazie i ruszyłam z piskiem opon.Musiałam gdzieś jechać.Nie chciałam wracać do pustego domu.Pojechałam prosto przed siebie.Nie wiem ile tak jechałam ale ujrzałam jakiś budynek na początku nie skojarzyłam do kogo należał ale po pewnym czasie wiedziałam już że to mój.Szklane ściany wyglądał pięknie.Wjechałam na wielkie podwórko,zatrzymałam samochód i wyciągnęłam lusterko z torebki oraz chusteczki.Doprowadziłam się nawet do porządku już nie miałam rozmazanego tuszu.Poprawiłam włosy i wyszłam z auta.Poszłam w stronę wielkiego domu naprawdę wielkiego.Na zewnątrz dom wyglądał pięknie cieszyłam się że już niewiele czasu zostało i w nim zamieszkam.Ściany były pokryte wielkim oknami z przyciemnianymi szybami.Przed domem było wielkie podwórko które na pewno mieści dużo samochodów.
-Bellaaa!!!-ktoś mnie wołał.Od razu poznałam ten głos.Był to Parker przepiękny 6 latek. Parker jest synem mojego przyjaciela i pracownika mojego taty agenta Seelego Bootha. Parker bardzo mnie lubił a ja lubiłam go. Chodź był taki mały zawsze poprawiał mi humor. Jak zwykle Parker ubrany był perfekcyjnie.Chłopiec dobiegł do mnie i wskoczył mi na ręce. Zakręciłam się w kółko. 
-Cześć mały.Co tam?-powiedziałam z uśmiechem na twarzy ten chłopak nawet teraz w tak beznadziejnej sytuacji.
-Supper!!!! Wiesz,że na ślubie taty i Hanny będę nosił chyba garnitur i będę im podawał obrączki.-powiedział podekscytowany. Seeley nie jest z mamą Parkera zdecydowali się żeby nie być ze sobą na siłę. Parker chociaż mieszka z mamą ma świetne stosunki z tatą.To super sprawa że Parker może z jakąś sprawą zwrócić się do jednego lub drugiego rodzica. Booth z Hanną poznali się w Afganistanie i teraz razem pracują. Chciałabym tak jak oni poznać kogoś zakochać się z wzajemnością i przede wszystkim żeby ten ktoś zaakceptował mój charakter i to że jestem czarownicą(nie chodzi o charakter) . 
-Parker ale ty masz odpowiedzialne zadanie. Odpowiedzialniejsze ode mnie.-powiedziałam stawiając go na ziemię.Podał mi rękę i poszliśmy w stronę zakochanej pary.Jak oni do siebie pasują.Woow.... Hanna jak zwykle wyglądała perfekcyjnie.Blond włosy do ramion ładnie uczesane, niebieskie oczy i czerwone usta jak zwykle podkreślone.Hanna często ubiera jeansy i koszulę w kratę lub jeansową.Booth jak na agenta FBI przystało był ubrany w czarny garnitur.
-Bella przytyłaś.-powiedziała Hanna przytulając mnie.
-Hanna który to miesiąc 7-8-powiedziałam odwzajemniając uścisk.-To dlatego ten ślub.
-Wiem że przytyłam à propos cześć. 
-Żartowałam idiocie jesteś chuda.Cześć.
-Cześć Bella dawno cię nie widziałem.-powiedział Booth i przytulił mnie i Hannę zgniatając nas. 
-Cześć Booth możesz nas już puścić nie mogę oddychać.-powiedziałam z ostatnim tchem w ustach.Wreszcie nas puścił i wszyscy się zaśmialiśmy.-Dobrze poszło bratu Bones.- obejrzałam się dookoła.Bones a właściwie Dr Temperance Brennan. Brennan była moją przyjaciółką nawet nie wiem czy jedyną prawdziwą. Dla niej jestem Bellą Swan. Zwyczajną laską. Dla niej nigdy nie byłam czarownica choć wiedziała o tym, dla niej nigdy nie byłam modelką ani kasiastą dziewczyna. Kochałam ją za to i przede wszystkim mogłam się jej ze wszystkiego zwierzyć,a ona zachowywała to dla siebie.Brat Bones siedział w więzieniu za dragi i bycie w jednym z Rosyjskich gangów. Temperance poprosiła mnie żebym pomogła jej znaleźć Conradowi jakąś pracę, a że on pracował na budowie i uczęszczał na studia związane z architekturą i budownictwem postanowiłam aby zajął się budową.
-Conrad się na tym zna i nie wiem w czym masz problem Booth.-powiedziałam 
-Wiesz Conrad był w pierdlu za dragi i był w gangu w którym był twój brat.Może to dlatego?
-Nie ma to żadnego związku.
-Właśnie ma. Chcesz znaleźć w Conradzie swojego brata Teda ponieważ byli w tym samym gangu. Bella przejrzyj na oczy ludzie się nie zmieniają. Ted był wyjątkowy bardzo go lubiłem ale musisz się pogodzić on się zabił. Ted nie żyje od 2 lat.
-Nie waż się o nim tak mówić.-powiedziałam przez zęby a po policzkach znowu spłynęły mi łzy. Ułożyłam ręce w pięści i nagle na dworze rozpętała się burza z piorunami i zaczął lać deszcz. Podeszłam do Bootha i uderzyłam go w twarz. - Odpierdol się nie jestes moim ojcem i to moja sprawa kto będzie u mnie pracował i radziłabym się do tego przyzwyczaić.-wyciągnęłam z torebki zaproszenie na ślub Hanny i Seelego i rzuciłam mu je pod nogi.-Już nie będzie mi to potrzebne.-odwróciłam się w stronę Hanny.- Sorry Hanna ale musisz poszukać sobie świadkowej.
-Czyli tak reagujesz? Bella ogarnij się rozumiem Ted nie żyje każdemu jest przykro do tego jutro urodziny Toli.Nie możesz się tak zachowywać wiem jak kochałaś Teda ale nie możesz go zastępować Conradem. Przejedziecie się na nim z Bones on i tak wróci do gangu znowu pójdzie do pierdla i będziecie miały ale zresztą nie moja sprawa.
-No właśnie nie twój zasrany interes.
-Bella jesteś moją przyjaciółką i chcę dla ciebie jak najlepiej ale mi nie pozwalasz. Każdy to zauważył że się zamknęłaś w sobie po samobójstwie Teda. Wiesz co czułem w szpitalu patrząc jak Jenna trzyma ci włosy jak rzygałaś po tych tabletkach. Dziewczyno ty połknęłaś 50 tabletek na sen i popiłaś to wódką.To cud że żyjesz. Nie wyobrażasz sobie jak się o ciebie martwiliśmy. Oddalibyśmy wszyscy w tym momencie za to żebyś żyła.Ted nie chciałby tego żebyś tak się zachowywała. Zachowujesz się jak idiotka.-powiedział i podszedł do mnie. Przytulił mnie.-Bella nie chcę  cie wkurwić ale chcę dla ciebie jak najlepiej.Dziewczyno ja cię kocham i nie chcę stracić takiej przyjaciółki.
-Seele musisz zrozumieć to z Charlim i resztą że nie jestem już dzieckiem tylko dorosłą dziewczyną.Musisz przestać mnie traktować jak aktorkę,modelkę.Musisz zacząć zachowywać się jakbym była zwykłą 18-latkom. -odwzajemniłam jego uścisk.
-Nie dodawaj sobie lat.Jeszcze przez parę miesięcy jesteś 17-latkom.Masz w pewnym sensie rację ale żebym zaczął cię tak traktować musisz się zacząć zachowywać jak dorosła.Osiągnąć można bardzo dużo ale trzeba pamiętać że osiągnięcia nie decydują o tym jaki ktoś jest dojrzały. Niektóre decydują o inteligencji,niektóre o głupocie.Więc zacznij mnie rozumieć, swoich rodziców i przyjaciół. Bo my chcemy dla ciebie jak najlepiej, a ty po śmierci Teda zamknęłaś się w sobie i trudno do ciebie dotrzeć.
-Booth nie mieszaj mi już i tak dzisiaj wiele przeszłam.
-Bells idź do domu odpocznij psychicznie, pomyśl. Może to da ci do myślenia i zobaczysz jak przez ostatnie 2 lata traktowałaś ludzi.To że poroniłaś,straciłaś brata, twoja przyjaciółka gdzieś znikła nie oznacza że masz prawo do wkurwiania,pyskowania i traktowania niektórych jak śmieci.Takie jest moje zdanie ponieważ wiem jaka byłaś kiedyś i jak się teraz zachowujesz. 
-To dobry pomysł.Ja nie muszę szukać zastępstwa dla Teda. Ted był jedyny w swoim rodzaju. Ale wiesz już po części go znalazłam.
-Tak? Kto nim jest?
-Ty idiocie.-podniosłam głowę do góry i popatrzyłam mu w oczy.Też go kochałam jak brata. Kiedyś może coś nas łączyło ale mamy swoje życie i chodź nie raz zdarzyło nam się kochać dalej jesteśmy przyjaciółmi.-Dobra masz racje spieprzyła mi się psychika. Więc pójdę za twoją radą i pojadę do domu odpocznę, upiję się, zapalę jointa i będzie luz. Dobra ja już idę zanim coś jeszcze powiesz i będziemy tego żałować.Papa.-powiedziałam i odwróciłam się na pięcie.
-Pa.-krzyknęli za mną Hanna i Booth.
-Ale ona jest gruba naprawdę przytyła.-powiedział Booth.Wystawiłam mu środkowy palec.
-Pieprz się.-krzyknęłam.Doszłam do samochodu.Boże ale on truje. Masakra dobrze że nie mówiłam mu o Edwardzie.Kurwa dziewczyno on cie nie chce przestań o nim myśleć. Nie mogę popadać w doła.Spojrzałam przez okno i ujrzałam machającego Parkera. Szybko mu odmachałam i odjechałam.Nie wiem ile jechałam na godzinę ale nie wiedziałam gdzie jestem.
Byłam w Forks w innej jego części.Starej części.Wiem już w jakiej części...Bella jesteś na starym cmentarzu...Christian cię tu przysłał...Powiedziała Martha.Miała rację.Stanęłam dokładnie przy samym starym kościele.Tym co przed 2 laty zamknęłam Christiana z Bonnie i jej babcią ponieważ Bonnie i jej babcia uznały że jest zagrożeniem dla Cassie.Znowu zaczęłam płakać. Usiadłam przy metalowych kratach.Łzy spływały na ziemię i moją sukienkę.Christian...Moja pierwsza miłość..Kocham go nadal...Część mojego serca jest właśnie tam...Nie wiem czy jeszcze żyje...Bella już dziś dużo płakałaś musisz jeszcze dojechać do domu.Nie  miałam sił wstać. Nie miałam sił by żyć...Siedziałam i płakałam...
OCZAMI CHRISTIANA : 
Spałem,a może usychałem. To już 2-3, a może 4 lata bez mojej najdroższej. Bez mojego szczęścia. Bez mojego serca. Bez Belli. To nic,że jej brat Ted przychodzi do mnie co tydzień i zdaje relacje z życia Belli. Nie raz mówiłem mu żeby przestał przychodzić i przynosić mi krwi,że życie bez serca to nie jest życie.Ale on mówił,że jestem jego jedyną rodziną bo do Belli nie pójdzie,nie po tym jak przez niego płakała.Jak stała nad jego grobem.Ted był wampirem ten skurwiel zabił się po przyjęciu mojej krwi.Idiota jak to Bella zawsze mówiła.Czy ja nie mogę przestać o niej myśleć.Jak to dobrze,że Ted przyniósł mi poduszkę przynajmniej mi wygodnie.Poduszkę Belli.Przewróciłem się na brzuch i wdychałem końcówki zapachu mojego słonka.Nagle poczułem pustkę i smutek.Bella płakała była smutna,a ja nie mogę jej pomóc ani pocieszyć.Bella nie płacz!!!!Nie zasługujesz na bycie smutną.I nagle usłyszałem płacz.Nie płacz tylko szloch.Myślałem że to omamy słuchowe ale później ten zapach.Najpiękniejszy zapach na świecie.Bella ona tam jest.Szybko wstałem.Kurwa nie mam tyle siły.Nie mogę biec szybko.Szedłem najszybciej jak mogłem.Upadłem ale się podniosłem.Wszystko tylko żeby dotrzeć do słoneczka mojego.Podtrzymywałem się ściany.Szloch robił się coraz głośniejszy.Byłem już blisko.Nagle szloch ustał.Usłyszałem jak ktoś wstaje.Nie Bella proszę.Już jestem blisko.Biegłem ile sił w nogach.Byłem już prawie przy kratach.
-Na zawsze będę cię kochała Christian.Na zawsze.-usłyszałem jej szept.Dotknęła ust dłonią i przyłożyła ją do krat.-Na zawsze.- powiedziała i odeszła.Dotarłem do krat.
-Ja ciebie też kocham słonko.-złapałem kraty i uklękłem.Jestem wampirem ale po mojej skamieniałej twarzy poleciała łza.Łza smutku,tęsknoty...-Bella!!!-krzyknąłem.Dziewczyna się obróciła.
Szybko podbiegła w moją stronę.
-Christian.-powiedziała.W jej oczach widziałem mieszane uczucia radość,smutek,niedowiarę,cierpienie.Położyła rękę na mojej ręce.-Ty żyjesz.Ty żyjesz!!!Boże jak się cieszę!!-powiedziała,a z oczu popłynęły świeże łzy.
-Nie płacz słonko.Jestem tu przy tobie.Jesteśmy razem i nic nas już nie rozdzieli.Kocham cię...
Przepraszam,że tyle musieliście czekać ale myślę,że rozdział się spodobał.Oczywiście jak zawsze 3 komentarze i zaczynam pisać nowy rozdział.Buziaki i Dobranoc : )
Pozdrawiam ;**
~Jane