czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 8

Rozdział 8 

Rano obudziło mnie szturchanie Christiana i krzyk Cassie z dołu:
-Bella już 7 musisz jeszcze wziąć prysznic, ubrać się, zjeść śniadanie szybko. Dzisiaj zdjęcia pamiętaj ubierz się ładnie-krzyknęła moja najukochańsza siostra. 
-Już wstaję-odkrzyknęłam jej zaspanym głosem-cześć kochanie jak się spało?-pocałowałam Chrisa w policzek i się uśmiechnęłam. 
-Bardzo dobrze-powiedział z sarkazmem-gadasz przez sen kochana.
-Fak co mówiłam?
-Że mnie kochasz-uśmiechnął się-byłem w nocy na polowaniu w twojej piwnicy. W piwnicy kończą się zapasy.
-Już tak szybko. 
-Bella ja też muszę jeść. Widzisz jakie dzięki ludzkiej krwi mam rumieńce i jak przystojnieje w oczach. 
-Widzę właśnie tylko wiesz nie szukaj czasami nowej dziewczyny bo moje moce są coraz silniejsze-posłałam mu buziaka i przewróciłam się na brzuch. 
-Nawet bym nie śmiał zrezygnować z takiej laski-puścił mi oczko-zbieraj się młoda-wstał i klepnął mnie w tyłek.
-Pieprz się. Ubierz się ładnie nie chcę się najeść wstydu-wystawiłam mu język. 
Christian wyszedł z pokoju, a ja wstałam, przeciągnęłam się i skierowałam się w stronę mojej garderoby. Stanęłam przy pokoju pełnym ubrań i jak zwykle nie wiedziałam w co się ubrać. Po 10 minutach namysłu wybrałam króciutką czerwoną sukienkę bez rękawów, czarne szpilki i czarną "skórę". Położyłam ciuchy na łóżku i poszłam wziąć szybki prysznic. Włosy umyłam swoim ukochanym jabłkowym szamponem i wysuszyłam je po wyjściu z wanny. Owinęłam się ręcznikiem i wróciłam do pokoju gdzie czekał na mnie Chris. 
-Witaj po raz drugi dzisiaj i tym razem prawie naga-powiedział uśmiechając się, a w jego oczach pojawiła się znajoma iskierka. Nawet nie zauważyłam  kiedy, a nie miałam już na sobie ręcznika i leżałam pod nim na łóżku. 
-Puść mnie idioto. Muszę się ubrać, Cassie mnie zje jak się nie wyszykuję w 10 minut. 
-Nie dopuszczę do tego-pocałował mnie w szyję.-Mamy jeszcze 10 min.
-Tiaaa.. I jeszcze jestem nie pomalowana i całkiem naga.
-Taka mi się też podobasz-uśmiechnął się i nasze usta się do siebie zbliżyły. Nagle drzwi się otworzyły i ktoś chrząknął. 
-Gołąbki macie 9 i pół minuty na zejście na duł-powiedziała Cassie-lecz nie przerywajcie sobie.- Jak to powiedziała to wyszła.-Już tylko 9 minut.
Christian i ja wybuchliśmy śmiechem. 
-Czar prysł.-powiedział i wstał przy tym całując mnie w czoło. 
-Hah trzeba jej przyznać potrafi zepsuć atmosferę-odpowiedziałam-a teraz pomóż mi wstać. Widziałeś  jaką wybrałam bieliznę?
-Widziałem i właśnie zastanawiam się czy wytrzymam cały dzień z myślą, że jesteś tak ubrana.
-Specjalnie ubieram ją dla ciebie kochanie-posłałam mu buziaka i założyłam czarny, koronkowy biustonosz i stringi do kompletu do tego podwiązki i kabaretki połączone pasem.- Jakbyś mógł podaj mi proszę sukienkę.
-Jasne kochanie tylko się napatrzę na zapas. 
-To w takim razie ty się patrz, a ja się pomaluję-puściłam mu oczko i podeszłam dostojnym(?) krokiem do toaletki. Schyliłam się do najniższej szufladki przesuwając ręką po nodze.-To nie ta szafka.-Wyprostowałam się i powtórzyłam ten krok tylko, ze z szafką wyżej.      Nim się obejrzałam Christian stał za mną ocierając się o mnie. Uśmiechnęłam się sama do siebie. "Dobrze wykonane zadanie Bells" pomyślałam. 
-Czy ty chcesz abym cię wziął tu, teraz na tej komodzie.
-Hmmmm....  
-Nie prowokuj mnie sama powiedziałaś, ze mamy mało czasu, a teraz mnie prowokujesz. 
-Kochanie ja po prostu szukam swojej szminki i tuszu.
-Tak przecież leżą w koszyku na górze. 
-O jeju nie widziałam. 
-Kochanie teraz będziesz musiała mi ulżyć... 
-Ja nic nie muszę mogę chcieć.
-W takim razie....-Chris posadził mnie na toaletce na samej krawędzi i przycisnął mnie do siebie. 
-Mam mało czasu...
-Trzeba było mnie nie prowokować-powiedział z ustami przy mojej szyi. 
-Chris odpłacę ci się wieczorem teraz podaj mi sukienkę.
-Chyba śnisz myślisz, że wytrzymam tyle godzin bez bycia w tobie. 
-Christianie Crossie czy ty chcesz abym właśnie tak ubrana poszła do szkoły?
-Oj nie..
-Także proszę cię puść mnie i to w tej chwili.
Christian nie posłuchał mnie tylko przycisnął mocniej do siebie i namiętnie pocałował. Czułam jego naprężoną męskość czekającą, aż ktoś ją uwolni ze spodni mojego najdroższego. 
-Przez ciebie jestem mokra... 
-I właśnie o to mi chodziło kochanie będziemy cierpieć razem podnieceni... No chyba, że pozwolisz naszym pragnieniom ulżyć..
-Kochanie my nie damy rady. Teraz daj mi buziaka, połóż się na łóżku i poczekaj na mnie, aż się wyszykuję, a wieczorem będzie nagroda za wytrwałość. 
-Obiecujesz?
-Ja zawsze dotrzymuję obietnic.-powiedziałam, a on mnie pocałował. Pocałunek był coraz bardziej namiętny, kurczę jak ja chcę go mieć w środku... Moje ręce już ściągnęły mu koszulkę i zabierały się za rozporek. Nie Bella obiecałaś coś sobie sex dopiero wieczorem. Pieprzyć obietnice, rozpięłam mu rozporek i uwolniłam ze spodni jego męskość.- Czy ty nie masz żadnej bielizny?
-Od kiedy jestem z tobą bezsensu ją zakładać.-zaśmiał się. Christian wszedł we mnie, a ja jęknęłam.- Jaka ty jesteś ciasna już zapomniałem tak dawno się nie kochaliśmy. 
-Bardzo dawno, aż wczoraj wieczorem i dzisiaj nad ranem. Christian poruszał się coraz szybciej, a pokój wypełniały nasze jęki i "Sex of fire" Kings of leon. Hmmm... Kiedy on zdążył to włączyć. 

10 min później 

Zeszłam na duł wzięłam z kuchni jabłko i skierowałam się w stronę drzwi wyjściowych. Nikogo nie było już w domu Cassie czekała w aucie z Mikiem, ponieważ po nią przyjechał, a Christian opierał się o swojego czarnego Bentleya Continental GT i rozmawiał z nimi. Zamknęłam drzwi i podeszłam do nich. 
-I co gotowi jedziemy?-zapytałam. 
-Tak ale czy wy gotowi jesteście i przede wszystkim wyspani?-zapytała Cassie.-Mike nawet nie wiesz co się w nocy działo nawet nie wiedziałam, ze ktoś może mieć tyle energii i jeszcze rano dobrze, że ojciec miał nockę bo by wyrzucił Chrisa na zbity pysk.-zaśmiała się. 
-Pieprz się młoda. Jedziemy?
-Chyba wy mniej.Ok. To do zobaczenia w szkole. 
-Skarbie mogę poprowadzić?
-Nie. Nawet nie proś.-powiedział Chris. Mike z Cassie odjechali-Będziesz miała ręce pełne roboty przez całą drogę do szkoły.-Powiedział i puścił mi oczko.
-Dobra bo się spóźnimy.-wsiadłam do auta. 
Droga minęła szybko może dlatego, że Chris jechał 300 km/h. Z mojego podłączonego iPoda leciała właśnie "kiesza-hideaway" 
-"Taking me higher than I've ever been before I'm holding it back, just want to shout out, give me more You're just a hideaway, you're just a feeling You let my heart escape, beyond the meaning Not even I can't find a way to stop the storm Oh baby, it's out of my control, it's going on But you're just a chance I take to keep on dreaming You're just another way that keeps me breathing Baby, I love the way that there's nothing sure Baby, don't stop me, hideaway with me some more Ooh, aah, aah, ooh, ooh..." (od autora, tekst z piosenki Kieszy pt. "hideaway")
-Kochanie śpiewasz przepięknie lecz to oh, ah wychodzi ci najlepiej i nie tylko podczas śpiewania.
-Ale ty jesteś głupi ale za to cię właśnie kocham.-nachyliłam się i pocałowałam go w policzek. 
-Tylko za to, że jestem głupi. Może i jestem głupi ale za to inteligentny.
-Nie tylko za to. 
Dojechaliśmy na miejsce i zaparkowaliśmy w jedynym wolnym miejscu koło srebrnego, bardzo mi znajomego volvo. O cholera... Koło volvo stała cała rodzina Cullenów. Chris wyszedł z auta i otworzył mi drwi.
-Coś nie tak?-zapytał.
-Nie, wszystko ok.-wymusiłam uśmiech 
-Nie uśmiechasz się szczerze, a poza tym siedzisz jak otępiała. Coś się stało, może coś zrobiłem nie tak.
-Wszystko ok. Choć bo młoda ze swym księciem czeka.-Chris pomógł mi wysiąść z auta, na szyi niestety musiałam zawiązać sobie jeszcze chustkę aby nie było widać 2 ranek. Chłopak przytulił mnie, pocałował i złapał za rękę.-Kochanie naprawdę wszystko dobrze po prostu zamyśliłam się. 
-Cześć Bella!-Krzyknęła za mną Alice. Niechętnie odwróciłam się w ich stronę i złapałam kontakt wzrokowy z Nim. Wszystkie uczucia do Niego wróciły. Jak można kochać tak samo 2 mężczyzn. Bella przestań kochasz Chrisa nie jego, a może jednak to Edward jest tym z którym powinnam być. Odzyskałaś Christiana po tak długiej rozłące, kochałaś go tfu... Nadal go kochasz. 
-Cześć Alice, Edward...-powiedziałam. Byłam oniemiała jego widokiem jak można być tak przystojnym... 
-Witaj Bello-Odezwał się tym swoim podniecającym barytonem po którym miękły mi kolana. 
-Może przedstawisz nas z kolegą.-Alice przerwała grobową ciszę.
-A no tak... Zapomniałam... To jest Christian mój chłopak jest tu nowy właściwie chodzi do tej szkoły 3 tyg.-uśmiechnęłam się.-Chris to jest Alice..
-Milo mi cię ponać Christianie-szeroko sie uśmiechnęła-To tak ja jestem Alice, to jest mój narzeczony Jasper Hale, to jego siostra Rosalie Hale-wskazała na dość wysokiego blondyna w rozczapierzonych włosach i na śliczna zawsze wyglądającą nienagannie blondynkę- a to są moi 2 bracia ten brunet to chłopak Rosalie Emmett Cullen,a ten drugi najprzystojniejszy singiel rodziny to Edward Cullen.
-Także miło was poznać może kiedyś się jeszcze spotkamy i pogadamy, a teraz niestety musimy już lecieć bo siostra Belli wkurza się czasami bardziej od niej, a już na nas czeka.-powiedział Chris. 
-No mam nadzieję, że sie jeszcze spotkamy wyglądasz na miłego, a z Bells fajnie nam się rozmawia i myślę, że jej z nami też-powiedziała Alice. Popatrzyłam na Edwarda, Rosalie coś mu mówiła, wygląda na wkurzonego. Może to z mojego powodu.. Bella nie on cię wyrzucił co oznacza, że nie chce cie znać... 
-Z Bells zawsze się fajnie spęcza czas-Christian przyciągnął mnie do siebie i popatrzył na Edwarda.-Choć tyle ją już znam i tyle z nią jestem, że mogę powiedzieć iż jest czymś najlepszym co mnie spotkało w życiu.-schylił się i pocałował mnie.. 
-Przestań nie przy świadkach, jak ojciec się dowie to zostanie ci hotel.-powiedziałam i dałam mu sójkę w bok. 
-Nie byłbym tego taki pewien za bardzo mnie lubi.
-Ile jesteście już razem?-zapytał Emmett.
-Długo z 10 lat znam ją od dziecka.
-Kłamca.. Zaledwie 3 lat ale mieliśmy przerwę i niestety jak przyjechał z kwiatami no musiałam się zlitować tak błagał.
-Taaa to ty płakałaś pod drzwiami abym do ciebie wrócił, że tęsknisz i pragniesz.
-Raczej ty moich ust kochany. 
-Ale wy jesteście.. romantyczni.-zaśmiała się Alice.
-Moja siostra mówi, ze obrzydliwi.-puściłam jej oczko.-Co macie pierwsze. 
-Ja mam angielski-powiedziała Alice.-Ed ma biologię, a reszta hiszpański. A wy?
-Ja mam biologię, a on angielski.
-Niestety kasa planu lekcji nie zmieni choć chciałem.. Charlie nawet próbował lecz się nie udało nie jest wpływowy. 
-Też chciałem zmienić plan lecz podobno nigdzie nie było miejsca.-i się odezwał najbardziej wyczekiwany głos z całego rodzeństwa. 
-Wcisnęli mnie tylko z powodu milionów na naszym koncie. 
-Naszym?
-Jesteśmy z Bellom zaręczeni. 
-Cooo?
~~~~~~~~

Jeżeli chcecie abym dalej pisała zostawiajcie 

komentarze. Nawet jeden komentarz będzie mnie 

motywował do dalszego pisania, a teraz jestem 

gotowa  i dojrzalsza do pisania. Mam dużo czasu. 

Jeden prawdziwy komentarz jest lepszy od tysiąca 

fałszywych...

Pozdrawiam kochani i myślę, że się podobało 

Buziaki ;*
  
~Jane

Rozdział 7

Rozdział 7 
Życzę wam miłego, przyjemnego czytania. Myślę, że się podoba. ;*

-Swan.
-Cześć, tu Alice Cullen. Dałaś Edwardowi swój numer i prosiłaś bym zadzwoniła. 
-Cześć Alice dobrze że dzwonisz. Słuchaj mogłybyśmy się spotkać i bo mam ci coś ważnego do powiedzenia.-powiedziałam.
-Ok. Tylko gdzie i kiedy ?
-Dzisiaj mi pasuje jakoś w porze lunchu, bo wcześniej nie mogę, ponieważ mam sesję do nowego odcinka.
-Oooo. Nareszcie będzie 2 sezon.
-Hahs. Musi fani już nie mogą się doczekać. Może spotkałybyśmy się niedaleko parku w Seattle? Jest tam taka mała kawiarenka. Robią tam pyszną kawę :D
-Dobrze to tak jakoś będę o 12:30. To do zobaczenia.
-Pa.-Powiedziałam i się rozłączyłam. Odłożyłam telefon na biurko, wstałam i spojrzałam przez wielkie okno. Była godzina szczytu. Słońce świeciło, ludzie szybkim krokiem szli, a może biegli chodnikiem by zdążyć do pracy. Korki o tej porze są okropne, żeby gdzieś zdążyć trzeba wyjeżdżać co najmniej 30 min wcześniej. Moją uwagę zwróciło młode małżeństwo trzymające małą dziewczynkę za rękę. Cała trójka była przeszczęśliwa. Śpieszyli się chyba, ponieważ szli dość szybko. Zwrócili moją uwagę bo przypominali mnie i moich rodziców w dzieciństwie. Zazdrościłam tej dziewczynce tego, że jest mała, że nie musi przejmować się niczym. Moi rodzice, a właściwie rodzice zastępczy... Nie wiem jak to nazwać... Nigdy nie odprowadzali mnie do szkoły, przedszkola itd. Zawsze ich rolę odgrywał mój brat Ted, to on chodził na przedstawienia w których grałam, na występy związane z tańcem i śpiewem. On mi zawsze kibicował, wierzył we mnie. Rodzice podobno też ale najbardziej interesowały ich pieniądze i moje wykształcenie. Charlie wracał tylko na noc, całe dnie spędzał w biurze lub w Afganistanie/Iraku albo uganiał się za wampirami. Jenna zajmowała się rodzinnym interesem (hotelami i restauracjami) ale też domem i rodziną, a przede wszystkim Philem. Miała z nim romans przez  2 lata zanim odważyła się rozwieść z ojcem. "Bella masz wszystko: pracę, pieniądze, sławę, przyjaciół, narzeczonego" zawsze powtarzałam to sobie... A tak naprawdę jestem nikim. Sława przeminie tak samo jak pieniądze, przyjaciele się odwrócą... Wszystko się sypie... Moi rodzice nie są moimi rodzicami. Oszukiwali mnie aż przez 18 lat. Czy moi rodzice żyją? Dlaczego mnie oddali? Nie pojmuję tego. Z oczu popłynęły mi łzy... Ja nie jestem Bellą Swan. Jestem sierotą. Nie płacz idiotko masz jeszcze zdjęcia poza tym ludzie zaczną gadać. Otarłam łzy, wzięłam torebkę i wyszłam z biura. 
-Idziesz już? - zapytała Vanessa.
-Tak. Przyszłam tylko na spotkanie.-odpowiedziałam.
-Aha. Zazdroszczę ci ja tu muszę siedzieć do 18. Papiery i te sprawy.
-Ja teraz idę na zdjęcia i posiedzę na planie zapewne do 23.
-Masz jakieś plany na jutro?
-Nie. Charlie wyjechał ze swoją nową dziewczyną, a Cassie jest u swojego chłopaka do czasu powrotu do taty. Jestem zupełnie sama.
-A znajomi?
-Ja tu nie mam znajomych. Chyba, że jacyś z planu.
-To może przyjdziesz jutro do nas?
-Pomyślę. Nie będę wam przeszkadzać?
-Nie. Przestań. Zawsze jesteś u nas mile widziana.
-Zapamiętam to sobie. Pamiętaj jeszcze tego pożałujesz.- Zaśmiałyśmy się.- Dobra ja lecę, bo się spóźnię.
-Papa. Trzymaj się i przemyśl moją propozycję o jutrzejszym wieczorze.
-Ok. Papa.

OCZAMI ALICE:
-Pa.-Powiedziała Bella i się rozłączyła.
-Wiecie co chciała ode mnie młoda Swan?-powiedziałam do rodziny.
-Cassie?-Zapytał Emmett.
-Nie Bella. Edward wiesz może o co chodzi? Jesteś z nią w najbliższych kontaktach i to ona dała ci swój numer i kazała abym do niej zadzwoniła.
-Nie wiem Alice.-powiedział Edward.
-Do jasnej cholery umiesz czytać w myślach.
-A ty widzisz przyszłość. Zobacz w swoich wizjach. A tak a propos ja nie mogę czytać jej w myślach.
-Ja też nie widzę jej w wizjach. Jak bym wiedziała to bym się nie pytała. To dziwne, że nasze moce na nią nie działają. Może ona jest też wampirem.
-Ona wygląda jak Katherine. Może to ona. Katherine to była fałszywa suka. Może ona nas oszukuje, a Edward wie o wszystkim  i nie chce nam powiedzieć. Już raz z nią uciekłeś skąd wiemy, że tego nie powtórzysz?- wtrąciła Rosalie.
-Bo to nie ona. Wiem to. Raczej bym poznał byłem z nią aż 50 lat. Katherine to przeszłość, uciekła, zostawiła mnie. Bella jest do niej podobna to tyle. Bella to człowiek czułaś chyba zapach jej krwi.- odpowiedział Edward. O Kathrinie i o Belli mówił w sposób dziwny... Jakby je obrażał... Jakby ich imiona były przekleństwem.... Muszę się dowiedzieć o co chodzi...
-Ed musisz mi to wytłumaczyć... Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko. Wiem, że Bella tu była. Tylko nie wiem co się stało.- powiedziałam ale bezgłośnie. Tylko Edward wiedział co mu przekazałam w myślach. Edward kiwnął głową prawie niezauważalnie. Nikt nie zwrócił uwagi na naszą krótką rozmowę, jak można nazwać to rozmową. Reszta rodziny była zajęta rozmową na temat Belli. KIm ona tak naprawdę jest. Czy jest spokrewniona z Katherine itd.
-Alice idziemy na polowanie?- zapytał Ed.
-Jasne braciszku.
PARĘ MINUT PÓŹNIEJ:


-Edward o co chodzi? Czy Bella to Katherine?- Zapytałam biegnąc.Edward zatrzymał się. 
-Nie wiem Alice. One są cholernie podobne, mają podobne charaktery. Bella jest milsza i to mnie w niej pociąga. Jak można to tak powiedzieć. Wiem jak na razie jedno Bella i Katherine są identyczne nie tylko z wyglądu, ale nie są jedną osobą. To nie Kat. Jestem tego pewien może nie na 100%. 
-Więc to może być ona. Edward obiecaj, że nie zakochasz się w Belli, a jak ona jest kimś z jej rodziny lub coś... A jak chce cię wykorzystać.. 
-Alice już za późno. Ja się jeszcze nie wyleczyłem z Kat, a teraz ona... Mogę powiedzieć, że chyba ją kocham... Nie tak jak kochałem Kat... Z Katheriną łączyło mnie inne uczucie... Uczucie polegające raczej tylko na seksie. Z Bellą jest inaczej nie chcę jej zagonić do łóżka, chcę spędzać z nią każdą wolną chwilę, przyciąga mnie. Nie tylko jej zapach, ale także nieziemskie oczy, piękne lśniące włosy i ta cera. Przy niej choć znamy się  krótko... Zaledwie jeden dzień... Czuję, że żyję.
-Edward czujesz się tak tylko dlatego, że jest strasznie podobna do Katheriny. To nie jest uczucie, zdaje ci się, że ją kochasz. Potrzebujesz od niej odpocząć. Po prostu zostaw ją w spokoju. 
-Alice ja ją kocham. Nigdy się tak jeszcze przy nikim nie czułem. Jak pierwszy raz ujrzałem jej oczy nie wdziałem tej całej podobizny do Kat. Widziałem śliczną, kruchą, a zarazem silną, zagubioną, a może i otwartą i odważną dziewczynę. Alice nie czułem się tak od kiedy się narodziłem nie chodzi mi o bycie wampirem ale przyjście na świat. Nie czułem się tak od 115 lat. Ja ją kocham!!!
-Nie drzyj się. Chciałam właśnie to usłyszeć braciszku. Widziałam to od samego początku jak tylko na ciebie spojrzałam i na nią też. Bella też cię kocha tylko o tym jeszcze tak do końca nie wie. Myśli o tobie ale zabrania sobie.- przytuliłam go.-Edward wy musicie być razem i ja tego dopilnuję. Pamiętaj zawsze masz we mnie oparcie. A teraz dlaczego mówiłeś jej imię z taką wielką pogardą? Co? 
-Wczoraj wszystko spieprzyłem. Ona już na mnie nie spojrzy. Najpierw ją zaprosiłem, a później powiedziałem, że nie możemy ze sobą rozmawiać, spotykać się, a na sam koniec ją wyrzuciłem. Ona płakała pod naszym domem, a ja stałem przy oknie i patrzyłem. Poczułem coś wtedy to  nie były wyrzuty sumienia. Jak widziałem, że płacze czułem jakby część mnie właśnie umarła jak to jest w ogóle możliwe. 
-Postąpiłeś jak skończony idiota choć to mało powiedziane. Odkręć to jakoś, dzisiaj się z nią spotykam może coś wspomnie, a może ja wspomnę o tobie. Jeszcze nie wiem bo tak jakby nie widzę, jak przebiegnie rozmowa. Ja nic związanego z nią nie widzę to jest mega dziwne.
-Wiem. Może Carlisle do czegoś dojdzie.
-Ja też spróbuję się czegoś dowiedzieć. A teraz chodź coś zjeść, bo jeszcze wypiję całą krew twojej dziewczyny..
-Tylko spróbuj...Ej, to nie jest moja dziewczyna.-Powiedział i pobiegliśmy dalej na coś zapolować.
      OCZAMI BELLI:

Siedzę właśnie w małej kawiarence i czekam na Alice. Kurdę jak ja nie lubię na nikogo czekać. Wszyscy się na mnie gapią jak na jakąś wariatkę. Nie na wariatkę jak na gwiazdę jak mogę się tak nazwać. Ludzie nie wiedzą czy podejść, czy może nie. Czy wypada, czy nie pogryzę, wyśmieję ale ja taka nie jestem. To dobrze, że nie podchodzą przynajmniej choć na chwilę mam spokój i mogę pomyśleć co dalej ze mną i Christianem. Czy jak go uwolnię wszystko będzie jak dawniej? Czy ten cały Edward nie będzie jakąś przeszkodą? Czy coś do niego jeszcze czuję? Czy czuję coś do tego idioty Cullena? Zamyślona nie zauważyłam, że podeszła do mnie młoda, czarnowłosa dziewczyna przypominająca z wyglądu elfa. Na początku nie zorientowałam się kto to.
-Cześć.-Powiedziała i dopiero teraz doszło do mnie, że to Alice.
-Hej. Nie poznałam cię.-Powiedziałam.-Siadaj.-pokazałam na wolne krzesło naprzeciwko mnie.
-W czym mogę ci pomóc. Edward mówił oprócz tego jaka jesteś śliczna, że masz mi do zaproponowania jakąś propozycję.-Podobam się Edwardowi. Moje serce zaczęło mocniej bić. Uspokój się wariatko kochasz Chrisa.
-Czy coś panią podać?-podeszła do nas kelnerka.
-Ja poproszę czerwone wino.-powiedziałam.
-A dla mnie nic.-Powiedziała dziewczyna .-Wino o tak wczesnej porze i jeszcze prowadzisz?
-Po jednym kieliszku nic mi się nie stanie. "W moim świecie" jako córki Charliego Swan'a nic mi nie będzie. Więc przejdźmy do konkretów jak wcześniej rozmawiałyśmy w szkole i po twoim stylu wywnioskowałam, że interesujesz się modą po dłuższym namyśle zdecydowałam, ze oczywiście jak się zgodzisz możesz zostać moją menadżerką. I jak zgadzasz się?
-Łooł. Jasne. Dziękuję.
-To się bardzo cieszę. Nareszcie ktoś w moim wieku kto będzie rozumiał mój styl.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę. Jestem twoją fanką, przeczytałam twoją książkę i oglądam twoje seriale. Od kiedy będę mogła zacząć pracę?
-Jakoś od jutra jak będzie ci pasować.
-Tak jasne.
-Ale jeszcze musisz podpisać parę papierków m.in. że obowiązuje cię taka jakby tajemnica służbowa.
-Tak jak np. lekarza, prawnika?
-Bardziej jak prawnika. To co się dzieje w moim życiu zostaje tylko dla ciebie. Rozumiesz? Nie chcę aby na pierwszych stronach gazet było napisane: "Bella Swan zrobiła coś tam" Miałam już sytuację jak wszystko co mówiłam menadżerce poszło na jej tweetera, a następnie do mediów. Moje prywatne zdjęcia, dokumenty, jak się zachowuję. Nie chcę powtórki.
-Ok. Wiesz mi jak mi coś powiesz zostawię to dla siebie nie jestem z typu plotkarek tak jak gossip.
-A i jeszcze jedno dziewczyna z gossip  jest po naszej stronie to moja dobra koleżanka...
-Wiesz kto to jest gossip?
-Tak. Ale nie zamierzam mówić. Mam wiele znajomości wszędzie nawet w gangach-uśmiechnęłam się- także uważaj i w FBI też.
-W FBI największe-Alice zaśmiała się- ok postaram się trzymać język za zębami.
*Dryń* dostałam sms'a od Van
"Cześć kochana twój szofer kazał ci przekazać, że zabiera twoje auto do mechanika na przegląd bo już tydzień po terminie. Powiedziałam, że wyszłaś i nie wiem gdzie, ponieważ już zapomniałam. Ja skończyłam właśnie swoją pracę i zmykam do domku już gotować jakiś obiad jak coś pisz. A i Taylor powiedział, ze jak coś to masz po niego zadzwonić i wrócić do apartamentu, a nie do Forks. Buziaczki;*"
-Kurdę znasz numer na taxi?
-A po co ci?
-Mój szofer nie może po mnie przyjechać i jestem bez auta.
-A wracasz do Forks?
-Tak.
-Wiesz ja teraz idę na zakupy i muszę coś załatwić to za jakąś godzinkę byśmy się spotkały albo poszłabyś zemną i wróciłybyśmy razem.
-Jakbyś mogła bo zostałby mi bus albo jakieś metro.
-To ok idziemy na zakupy.
-Ok. Tylko zapłacę.
Godzinę później. 
Nareszcie w domku. Wykąpałam się i poszłam spać. Ta noc była strasznie spokojna aż dziwne nic mi się nie śniło było tak jak wiele lat temu miałam tylko dziwne uczucie, że ktoś mnie obserwował i jak się przebudziłam widziałam jakby Edwarda choć to może jakieś złudzenie. Zeszłam na duł zrobić sobie jakieś śniadanie. Po zaklęciu moja koleżanka z głowy się nie odezwała może i dobrze. Zaklęcie chyba ją uwolniło mam taką nadzieje. Niedziela minęła mi cudownie przed telewizorem leniąc się. Wieczorem przyjechała Bonnie i razem przez całą noc zastanawiałyśmy sie nad zaklęciem przy tym nawet nie wiem kiedy zasypiając. Po około tygodniu miałyśmy napisane zaklęcie. Przez cały tydzień nie widziałam Cullenów dziewczyny mówiły, że oni gdy jest ciepło wyjeżdżają na biwak w góry fajnie im no ale cóż z utęsknieniem czekam na spotkanie z Edem i Chrisem nie wiem z którym bardziej. W piątkową noc raz z Bonnie pojechałyśmy pod ruiny opuszczonego kościoła i wypowiadając zaklęcie uwolniłyśmy mojego najdroższego. W między czasie znaleźliśmy sprawcę który wysyłał groźby mi i wszystkim moim przyjaciołom. Był to jakiś wampir, który chciał się zemścić na Chrisie, a był świadkiem feralnego wydarzenia. Chris się nim szybko zajął. Mijały tygodnie Charli wrócił  do domu ze swoją już narzeczoną wzbudziło to w nas złość do niego oraz doprowadziło do kłótni. Mijały tygodnie, a ja żyłam już nareszcie spokojnym życiem niczym normalna rodzina. Chris zaprzyjaźnił się z moim tatą i on pozwolił mu zamieszkać w moim rodzinnym domu. Choć wszystko układało się dobrze i zostawiłam za sobą moje stare życie brakowało mi Eda. Christian zapisał się do mojego i Cassie liceum byliśmy oficjalnie parą. Opuściłam show biznes, a swoje role oddałam młodej aktorce no cóż jak się chce żyć normalnie trzeba coś zrobić. Zerwałam wszystkie kontakty ze starymi partnerami teraz liczyłam się tylko ja i Chris... Przez jakiś tydzień byłam obiektem zainteresowań w mediach ale paparazzi szybko się mną znudzili byłam już tylko reżyserką, byłą modelką, twarzą paru marek, byłą aktorką, byłą pisarką, ale za to szczęśliwą dziewczyną z milionami na koncie...
~~~~~~~~~~~~
Kochani wiem, że długo mnie nie było. Aż rok ale skończyłam już ten rozdział dziś dodam jeszcze jeden do końca tyg dobiję do 10... Przepraszam, że tak długo mnie nie było ale miałam swoje poważne sprawy teraz jest już coraz lepiej myślę, ze jeszcze o mnie pamiętacie zabieram się za rozdział 8 i myślę, że będzie jeszcze dłuższy. Wolicie aby Bells była jeszcze z Chrisem czy może już była z Edem?
Buziaki i pozdrawiam :*
~Jane







środa, 17 lipca 2013

Rozdział 6

ROZDZIAŁ 6 

ŻYCZĘ MIŁEGO CZYTANIA :*



 Przerysowałam pentagram z kartki i poustawiałam świece tak jak na rysunku.Przypomniałam sobie,że do zaklęcia potrzebna będzie krew.Moja krew.Zeszłam szybkim krokiem do kuchni i z blatu wzięłam nóż.Popatrzyłam na duży zegarek wiszący w przedpokoju.Kurwa była już 23:20.Niedługo 24:00.Muszę zdążyć przed 12.Z torebki wyciągnęłam zapałki i zapaliłam wszystkie świece.Usiadłam po turecku w środku pentagramu i przecięłam rękę.Auć...Zacisnęłam zęby.Bella nie robisz tego dla siebie, a poza tym ty nie boisz się bólu ani odrobiny krwi.Jesteś do jasnej cholery czarownicą i młodą łowczynią wampirów.Nie możesz bać się krwi.Skarciłam się w środku.Każdą ze świec oznaczyłam swoją krwią.To chyba wszystko czego potrzebowałam do zaklęcia.Popatrzyłam ostatni raz na kartkę.Tak to już wszystko.Zostało tylko wypowiedzieć słowa zaklęcia w łacinie.To chyba najprostsza część zaklęcia.
-Voco super te spiritus Esther Mikaelson.-powiedziałam, a świece zapłonęły.-Voco super te spiritus Esther Mikaelson-powtórzyłam.Dlaczego nic się nie dzieje.-Voco super te spiritus Esther Mikaelson.-Z nosa zaczęła mi lecieć krew.W pokoju zrobiło się zimno.Okno otworzyło się z nagłym hukiemPo ciele przeszły mi ciarki.Poczułam jakby ktos dotknął mojego ramienia. Powoli odwróciłam głowę.Ujrzałam postać kobiety wyglądającej jakoś tak normalnie.Kobieta nie wyglądała jak duch wręcz przeciwnie wyglądała jak człowiek.Wyglądała na 30-40 lat.Miała długie,brązowe włosy,opadające na piękną zieloną suknię.
-Witaj Bello.-powiedziała przyjaznym ale władczym głosem.Uśmiechnęła się.
-Witaj Esther.-powiedziałam pewnym głosem.Odwzajemniłam uśmiech. 
-Wezwałaś mnie moje dziecko.W czym mogę ci pomóc?
-Mój przyjaciel Christian został uwięziony w ruinach starego kościoła...Można powiedzieć,że przeze mnie.
-Słyszałam o tym.I zapewne chcesz abym ci pomogła.-podrapała się po brodzie.Kiwnęłam głową.-Bello musisz wiedzieć,że jesteś bardzo silną czarownicą ale też podatną na czarną magię. 
-Nie jestem aż tak silna jak ty.Dlatego cię wezwałam chcę abyś mi pomogła.Podała zaklęcie czy coś w tym stylu.
-Oczywiście,że ci pomogę.Jesteśmy rodziną.Łączą nas więzy krwi.Chciałam żebyś wiedziała,że jesteś silniejsza ode mnie.W dniu twoich narodzin przekazałam ci 3/4 swojej mocy.Twoja matka też ci coś przekazała.
-Moja matka.Janna była czarownica nigdy o tym nie mówiła. 
-Bello Janna nie jest twoją matką.Jest to znaczy nie jest biologiczną.
-Ale jak nie jest.
-Bello dowiesz się w swoim czasie. 
-Ale...-Czułam się jakoś dziwnie jakby moje serce rozdarło się na tysiąc malutkich kawałeczków.
-Bello także jest zaklęcie które uwolniło by tego Christiana.Jest ono silne i można liczyć się z konsekwencjami.Nawet najsłabsze zaklęcie w Forks jest silniejsze.Wiesz,że w Forks łączą się te cholerne linie.Najgorsze jest to,że łączą się w miejscu gdzie została zabita pierwsza czarownica czyli tam gdzie są te ruiny. 
-Zostałaś tam zabita?
-Tak Bello.
-Kto cię zabił?
-Mój syn.Ale nie mówmy o tym.Umówmy się tak.Zaklęcie podam ci podczas snu ponieważ nie jesteśmy tu same.-Nie zrozumiałam tego.Byłyśmy same.Tzn ja byłam tu sama. 
-Dziękuję.-powiedziałam i połączenie się skończyło.Okno zamknęło się z hukiem,a ja opadłam na ziemię bezsilna.Nie wiem ile czasu tak leżałam.Minutę a może godzinę.W głowie cały czas słyszałam głos Esther,a właściwie jej słowa "Bello Janne nie jest twoją matką.Jest to znaczy nie jest biologiczną".To kto do cholery jest moją matką.Czy Charlie jest moim ojcem?Czy może jestem adoptowana?Nie mogę być adoptowana.Nie mogę...Z oczu pociekły mi łzy.Powoli wstałam z podłogi.Pentagram zniknął.Zostały tylko świece.Z ręki dalej leciała mi krew.Poszłam chwiejnym krokiem w kierunku łazienki.Otworzyłam apteczkę,wyjęłam z niej wodę utlenioną i bandaż.Odkaziłam ranę i zabandażowałam ją.Jak mogli mnie przez cały ten czas oszukiwać.Zeszłam na duł do salonu i usiadłam na kanapie.Z oczu popłynęły mi świeże łzy jak to możliwe,że jestem adoptowana.Położyłam się i przykryłam kocem.Nie minęła minuta, a zasnęłam.Śniło mi się,że biegłam.Uciekałam przed kimś, a może przed czymś.Biegłam ile sił w nogach.Byłam w jakimś opuszczonym zamczysku.Obudziły mnie czyjeś kroki.Zerwałam się z dziwnego a może przerażającego snu.Podeszłam na paluszkach do szafki na której stał telewizor i wyjęłam z niej broń.Wiedziałam,że Charlie w razie niebezpieczeństwa wszędzie chowa broń.Po cichu poszłam w kierunku dochodzących odgłosów.Ktoś zakrył mi usta i pociągnął do siebie.
-Cii.-powiedział jakiś męski głoś.Chciałam go kopnąć ale się odsunął.-Bella to ja Taylor.
-Odbiło ci przestraszyłam się.-uderzyłam go w pierś.
-Jestem twoim ochroniarzem i dostałem wezwanie od twojego przyjaciela,że od razu z wakacji mam jechać do willi Swanów i tak zrobiłem.Powiedział,że jesteś w niebezpieczeństwie.
-Jak widać żyję.Możesz już jechać.-pokazałam mu drzwi. 
-Gdzie Cassie?
-Śpi na górze.
-Kłamiesz.-pokręcił głową i spojrzał na moją rękę.Kurwa bandaż przesiąkł krwią.Jak znam życie cała kanapa była we krwi,a może szczęści mi dopisało i jednak nie.-Co ci się stało w rękę?
-Chciałam zrobić sobie kanapkę i się przecięłam,a tato nie miał plastrów to wzięłam bandaż. 
-Kłamiesz.Bella znam cię od 5 lat.Jesteś moją przyjaciółką i umiem przejrzeć cię na wylot.- 
powiedział i podniósł moją rękę do góry.Auć..Powoli rozwinął bandaż.-Bella to raczej nie wygląda na skalecznenie.Co ci się stało?Ktoś ci to zrobił?Uwierz mi ten ktoś nie przeżyje jak dowiem się kto to
-Nikt mi nic nie zrobił. 
-To co ci się stało?
-Nie ważne.-spuściłam wzrok.Taylor wiedział,że jestem wiedźmą.Głupio było mi mówić,że chciałam porozumieć się z zmarłą czarownicą.
-Bella możesz mi powiedzieć wszystko.-popatrzył mi w oczy.-Wolę usłyszeć brutalną,bolesną prawdę niż słodkie kłamstwo.Pamiętasz kogo to słowa?
-To są moje słowa.Obiecaj,że się nie wkurzysz.
-Nie wkurzę.
-Potrzebna była mi moja krew.Rozmawiałam z Esther.
-Ty jesteś głupia.Rozumiem jesteś wiedźmą ale mówiłaś że nie praktykujesz.
-Mówiłam.Ale musiałam ją o coś poprosić.O coś o czym nie chcesz słuchać.
-Chodziło ci o Christiana.-powiedział siadając na kanapie.
-Tak. 
-On żyje.
-Tak.-Christian zaprzyjaźnił się z Taylorem.Taylor bardzo przeżył to co Bonnie i ja zrobiłyśmy Chrisowi. 
-I chcesz mu pomóc.
-Tak.
-Rozumiem.Twoja sprawa czy będziesz żyła czy nie.Christian wie co ty chcesz zrobić?
-Nie.Mam pytanie Taylor.-Dopiero teraz do mnie dotarło,że Taylor wszedł tu normalnie, a po podwórku lata pitbull i rottweiler. 
-Ok pytaj. 
-Jak ty wszedłeś do domu. 
-Normalnie przez drzwi. 
-Po podwórku latają psy.Nie wiedziałeś ich?
-To one były puszczone?
-Tak były.-Zerwałam się na równe nogi i wybiegłam z domu. Moje kochane pieski.Na przodzie domu ich nie było.Gdzie one są. -Damon!!!-wołałam pitbulla.Pies nie odpowiadał. 
-Damon!!!-wołaliśmy z Taylorem na zmianę.Pobiegłam na tyły domu.
-Są tu!!-krzyknęłam do Taylora.
-Damon!!-pies nie podszedł do mnie.Postanowiłam,że to ja podejdę do niego.Stęskniłam się za nimi.Psy dziwnie się zachowywały.Usłyszałam kroki mojego towarzysza zasobom.-Zostań tam. Oni się dziwnie zachowują.-Gdy już byłam blisko rottweiler zawarczał.Co jest?Damon miał coś w pysku.Byłam za daleko aby zauważyć co.Była to kość tak mi się wydaje.Podeszłam jeszcze bliżej i uklękłam.Zagwizdałam i poklepałam się po nodze żeby zawołać psy.Podszedł do mnie  tylko rottweiler i zaskomlał.Pogłaskałam go i zagwizdałam ponownie przybliżając się do Damona.O kurwaaa!!!!!!!-AAA...-pisnęłam.To była ręka.Damon miał w pysku rękę.Pies zawarczał na mnie pilnując swojej zdobyczy.-Puść to !!!-krzyknęłam.-Damon puść to!!!-dopiero po drugim podejściu pies położył swoją zdobycz na ziemi i przybliżył się do mnie abym go pogłaskała.-Dobry piesek.-pogłaskałam go.Klęczałam i patrzyłam się w kość jak wryta.Taylor podbiegł do mnie.
-Zadzwoń do Bones. Ona zobaczy kogo to ręka.
-Ja wiem kogo to ręka.-ten pierścionek.Mój pierścionek...
-Kogo?
-Tola.
-Skąd wiesz?
-To mój pierścionek.Dałam jej go.Jest na nim wygrawerowane BFF B&T.-Znowu zaczęłam płakać.Tyle chciałam o niej zapomnieć ale jak zwykle mi się nie udało.Jutro rocznica jej śmierci.Dla jej rodziców jest rocznica jej zaginięcia.Bella pozbieraj się.Karciłam się w myślach. Taylor przytulił mnie.
-Bella jedziemy do Seattle.Nie możesz zostać tu sama.Ktoś tu był nie wiem jak tu wszedł ale może tu jeszcze być.Tak będzie najbezpieczniej jak nie będzie cie tu.Jutro rano przyjadę tu i wszystko sprawdzę teraz jest już późno.Musisz się ogarnąć jakoś.-szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę czarnego BMW.Wsiadłam do niego i się rozsiadłam w miękkich,skórzanych fotelach.
Gdy Taylor ruszył zasnęłam.Obudziłam się w swoim łóżku w jednych z moich apartamentów w Seattle na ramieniu Taylora.Byłam naga.Nic nie pamiętam.Czy ja i Taylor spaliśmy ze sobą? Nie na pewno nie.Nasz romans skończył się jakoś parę miesięcy temu,a może jeszcze trwa.Tak on jeszcze trwa on trwa cały czas.Czy byłabym w sanie wyznać miłość Christianowi a później przespać się z jego przyjacielem?Jasne,że bym była w stanie przecież jestem Bellą Swan, osobą która się niczym nie przejmuje.Osobą dla której najważniejszym priorytetem w życiu od 6 lat jest seks.Osobą którą interesuje tylko sado-maso. Boże czemu ja taka jestem?Czemu nie mogę z tym skończyć?Były to pytania bez odpowiedzi. Jestem osobą która traktuje chłopaków jak zabawki bo sama kiedyś byłam tak traktowana.Dla Christiana byłam gotowa skończyć z perwersyjnym seksem ale też byłabym zdolna skończyć z tym dla Edwarda.Bella jesteś jaka jesteś przeszłości nie zmienisz.Wiem,że nie zachowuję się jak nastolatka.Powinnam mieć jakiegoś idola w którym bym się podkochiwała.Ale ja nie mogę mieć idola.Patrzę na chłopaka i widzę jak mógłby mnie wziąć przy pierwszej lepszej okazji.Wiem,że powinnam być jeszcze pieprzoną dziewicą ale  co można spodziewać się po mnie.Jestem do niczego.Wczorajszy dzień był do niczego.Moje życie jest do dupy.Wszystko czego się tknę jest już do niczego.Położyłam policzek na jego nagim torsie i zaczęłam rysować jakieś wzorki opuszkiem palca.Ty jak zawsze jesteś przy mnie wraz z moimi przyjaciółmi.Ty kochasz pieprzyć się ze mną non stop.Ty po prostu masz gdzieś co ludzie sobie powiedzą.Ty tolerujesz mnie jaką jestem,a nie próbujesz mnie na siłę zmienić.To dzięki tobie wiem co to jest "delikatny" seks.To ty pomogłeś mi uwolnić się z toksycznego "związku".Taylor poruszył się.
-Już wstałaś?-zamruczał.Boże to niemożliwe żebym była zakochana w dwóch chłopakach,a jeszcze jeden trzeci mnie podniecał.
-Tak parę minut temu i myślę.-odpowiedziałam cicho jakby ktoś jeszcze tu był,a to przecież jest niemożliwe.Byliśmy sami i mogłam nawet wrzeszczeć i tak nikt nie mógłby mi zwrócić uwagi. 
-O czym myślałaś?
-O sobie.
-To trochę egoistyczne.-zaśmiał się.
-Myślałam o tym jaka jestem,a właściwie jaka powinnam być.Myślałam o tobie i wg..
-Miałem zaszczyt żeby Bella Swan ta modelka myślała o mnie.Co ja takiego zrobiłem,że zaprzątałaś sobie mną swoją śliczną główkę ?
-Nic po prostu leżałam koło ciebie naga i myślałam czy się z tobą przespałam.Czy byłabym w stanie parę godzin temu wyznać miłość Christianowi,a później przespać się z tobą.Doszłam do wniosku,że byłabym w stanie to zrobić.Z jednej strony chciałabym żyć tak jak dawniej nie dopuścić do wielu rzeczy i po prostu być normalną nastolatką.Mieć idola w którym bym się potajemnie podkochiwała.Mieć normalną rodzinę.Chciałabym patrzeć na chłopaka który mi się podoba i pomyśleć"ale on jest śliczny",a nie "ten chłopak wygląda na wysportowanego,byłby świetny w łóżku,mógłby mnie wziąć od tyłu pozwoliłabym mu na to"albo"ten chłopak wygląda na silnego i nie sądzę aby bał się użyć pejczy w łóżku".-Taylor westchnął.Wiedziałam w jego oczach żar.Wiedziałam już jaki jest na mnie napalony.Wbił oczy w jeden punkt.w moje nagie piersi.Kołdra którą byłam owinięta musiała się zsunąć.Już czułam,że robię się mokra.Serce zaczęło mi mocniej być,a oddech przyśpieszył.Usiadłam na Taylorze,a on podał mi foliowe opakowanie w którym znajdowała się prezerwatywa.Rozdarłam ją zębami i założyłam mu ją.
-Ach..-Taylor jęknął.Ciszę w pokoju przerywały tylko nasze jęki.Byłam już blisko..Taylor właśnie przeżył orgazm wykrzykując moje imię.Poszłam w jego ślady i przeżyłam chwilę uniesienia.Opadłam bezwładnie na Taylora.Oddech pomału zaczął mi się uspakajać.Tego mi było trzeba.Seks to chyba najlepsze lekarstwo na wszystko.Zachichotałam.Taylor popatrzył na mnie zdziwiony.Usiadł i wyszedł ze mnie,a ja przewróciłam się na brzuch.Ściągnął prezerwatywę,zawinął ją w chusteczkę i rzucił ją na podłogę.
-Nienawidzę ich.-powiedziałam patrząc na prezerwatywę z niesmakiem.-Co cię rozśmieszyło?
-Nic-Uśmiechnęłam się.Kurczę zapomniałam muszę mu podziękować.-Panie Rodriguez o mały włos a bym zapomniała. Tak więc powróćmy do moich myśli bo ktoś mi przerwał.-Taylor wystawił mi język,a ja przewróciłam oczami.Taylor niespodziewanie dał mi klapsa.-Ał.
-Dobra miałaś coś mówić.
-Miałam ale mi przerwałeś po raz drugi.Jestem twoją szefową i masz mi nie przerywać.
-Bo będę miał karę od mojej cudownej szefowej.-nachylił się i pocałował mnie.
-Mógłbyś mnie nie rozpraszać.-uśmiechnął się i przytaknął.-Tak więc panie Rodriguez chciałabym panu bardzo podziękować bo to dzięki panu leżę w tym łóżku,a nie robię loda jakiemuś obleśnemu frajerowi.Chociaż pan Hilson był bardzo przystojny.Tak więc bardzo ci dziękuję,że pomogłeś mi wyjść z tego bagna.Dziękuję ci,że nauczyłeś mnie tego,że w życiu nie jest ważny tylko sex ale jest wiele ważnych rzeczy.Dziękuję ci bardzo za to jestem twoją dłużniczką.-wstałam z łóżka i uklękłam koło Taylora.
-Co ty robisz wstań!Natychmiast mówiłaś,że z tym skończyłaś.-Posłusznie wstałam.-Ja nie jestem twoim uległym ani ty moim zrozumiano?-kiwnęłam głową.-Czy mógłbym już wykorzystać swoją przysługę.
-Tak.
-To wracaj do łóżka młoda damo.-uśmiechnął się.Usiadłam chłopakowi na kolana.Kochanek pocałował mnie łapczywie,namiętnie.Seks z Taylorem był czymś innym niż seks z Christianem.Dla Taylora jestem przyjaciółką i to wiadomo,że inaczej mnie traktuje.Nie wiedziałam kiedy to się stało ale leżałam pod Taylorem,a on zajął się moimi piersiami.Prawy sutek ssał i przegryzał,a zaś lewą pierś ściskał ręką.Przejechałam paznokciami po plecach,a on jęknął.Chłopak zaczął składać pocałunki coraz niżej.Nie.Nie.Teraz ja się tobą zajmę.Odepchnęłam go,usiadłam mu na kolana i pchnęłam go aby się położył.Zaczęłam go całować i tak jak on schodzić coraz niżej.Taylor podniecony jęczał pode mną. Oboje głośno oddychaliśmy.Przejechałam językiem po jego kutasie który nagle się naprężył.Taylor głośno wypuścił powietrze.Zlizałam z czubka kropelkę symbolizującą to,że mężczyzna jest podniecony.
-O kurwa Bella. 
-Ciii...-wzięłam go do buzi.Lizałam go.Taylor pojękiwał i klął.Wiedział,że jest uzależniony ode mnie. Jeżeli mu pozwolę dojdzie.Kochałam mieć nad kimś przewagę.Taylor był blisko wiedziałam to.Hmm... Pozwolić mu czy może nie.Musze się jakoś odwdzięczyć.Taylor doszedł w moich ustach wlewając do nich pyszny płyn.
-Mmm..-powiedziałam ocierając usta i uśmiechając się do niego.
-Od teraz śpisz tutaj kochana ja chcę codziennie takie pobudki.
-Oki.-położyłam się koło niego,a policzek położyłam na jego torsie.Oddech Taylora już się uspokoił.
-Dobra ja już wstaję.-Jak powiedział tak zrobił.-Nie chcę ci nic mówić ale już jest 9:00.
-Co!!!-zerwałam się na równe nogi.O 10:00 miałam spotkanie z zastępcą mojej korporacji.Szlag nie mogę się spóźnić bo wyjdę na gówniarę której zachciało się mieć własny biurowiec bo nie miała na co wydawać kasy.Otworzyłam przesuwane drzwi i zabrałam się za wybieranie jakiś fajnych ciuchów.Wybrałam ten zestaw . 
-Bello co chcesz na śniadanie?-zapytała Sara.Sara była moją gosposią.
-Co zrobisz to zjem.-uśmiechnęłam się do niej.Sara była piękną kobietą obrązowych włosach i oczach.Dzisiaj założyła śliczną granatową sukienkę i szpilki.Włosy jak zawsze miała rozpuszczone i wymodelowane.Gdy się uśmiechała widać było małe zmarszczki na czole i pod oczami zdradzające jej wiek. Odwróciłam się na pięcie wyszłam z garderoby.Podeszłam do łazienki,wzięłam szybki prysznic i  umyłam zęby.Nie miałam czasu na układanie włosów więc związałam je w kucyka.Auć zapiekła minie rana po wczorajszym zaklęciu.Wyciągnęłam z apteczki czysty bandaż i zabandażowałam rękę.Nałożyłam jeszcze na twarz lekki makijaż i byłam już gotowa.Poszłam do salonu gdzie na stole czekała na mnie sałatka. Mmmm wygląda świetnie i tak smakuje.
-Saro sałatka jest pyszna!-krzyknęłam do niej.
-Cieszę się Bello. Praktykujesz.-Boże tu przed nikim nie można mieć tajemnic!
-Tylko wczoraj.
-Pokarz mi tą rękę.-Posłusznie wyciągnęłam rękę w stronę Sary.Rozwinęła bandaż,dotknęła rany i nagle nie było po niej śladu.Sara była uzdrowicielką.
-Dziękuję.-przytuliłam ją.-Jesteś kochana.-pocałowałam ją w policzek.Była  dla mnie jak druga matka, a może babcia.
-Ty też jesteś kochana oraz wredna,paskudna, a teraz jeszcze spóźniona.Jedz szybko,a ja idę sprzątać.Co chcesz na lunch?
-Sama coś wybierz.
Szybko zjadłam śniadanie.Gdy udałam się w kierunku windy Sara podała mi lunch i życzyła miłego dnia.Zjechałam windą do dużego podziemnego garażu.Nie wiedziałam jakie mam wybrać auto.Na samym końcu garażu ujrzałam to czego było mi trzeba.Motor...Nie mogę na niego wsiąść nie mogę.Przypomina mi on o Tedzie.Chyba nigdy się nie przełamię żeby na niego wsiąść.Wybrałam czarne Lamborghini Aventador LP700-4.Nie minęło 6 min byłam już przed wielkim wieżowcem  Swan Enterprises Holdings Inc. Wyszłam z samochodu i stanęłam naprzeciwko ogromnego, czterdziesto piętrowego biurowca , całego ze szkła i stali. Nad szklanymi drzwiami metalowe litery tworzą dyskretnie napis " Swan Hause " . Bardzo chciałam aby biurowiec był stylowy, nowoczesny i taki właśnie był.Wyciągnęłam z torebki blackberry i sprawdziłam godzinę.Miałam jeszcze piętnaście minut.Jak to dobrze,że się nie spóźniłam. Z ulgą weszłam do ogromnego i zapierającego dech w piersiach holu ze szkła,stali i białego piaskowca. Siedząca za biurkiem z litego piaskowca atrakcyjna, zadbana blondynka uśmiechnęła się do mnie uprzejmie. Ma na sobie śliczną białą sukienkę i czarną marynarkę. Dziewczyna uświadamiając sobie kim jestem wstała i podeszła do mnie. 
-Witam panienko Swan.Nazywam się Melanie Brown jestem nową sekretarką pana Smitha. Na holu jestem ponieważ mieliśmy mały problem z jedną z pracownic.-Odezwała się dziewczyna.
-Cześć.Mów mi Bella.-uśmiechnęłam się i podałam jej dłoń na powitanie.Uścisnęła ją delikatnie jakby się bała. 
-Przyjaciele mówią mi Mel.Wolę Mel bo Melanie to tak bardziej oficjalnie.Jest pani zupełnie inna. Pan Smith jest dość władczy i bardzo niemiły.-Melanie spuściła głowę.-Przepraszam nie powinnam pani tego mówić.Pan Smith jest moim szefem a takich rzeczy o szefie się nie mówi.
-Nic się nie stało Mel każdy ma swoje zdanie.-Uśmiechnęłam się do niej uspokajająco.-A poza tym ja jestem prezesem tej korporacji i nie powinnaś się tym przejmować.Od kiedy tu pracujesz?
-Od jakiś 5 miesięcy przyjął mnie pan Smith.Przez jakiś czas byłam jego sekretarką i dalej nią jestem ale teraz nastąpiła mała zmiana i wylądowałam na holu ale tylko na dzisiejszy dzień.Pan Smith kazał mi panią od razu skierować do jego biura.-Też ma tupet. Jestem jego szefową i to ja mu rozkazuję nie on mi.
-Mel powiedz panu Smithowi,że czekam w swoim biurze i nie mam całego dnia na czekanie na niego.-uśmiechnęłam się i poszłam w kierunku wind i udałam się na ostanie piętro gdzie mieściło się moje królestwo.Drzwi widy się rozsunęły i ujrzałam kolejny ogromny hol ponownie górowało szkło,biały piaskowiec i stal.Przy biurku z piaskowca stoją dwie osoby.Kobieta i mężczyzna.Dziewczyna ma na sobie śliczne rurki,żółtą bluzkę na ramiączkach i przepiękną torebkę która leżała na biurku.Chłopak ma na sobie czarne jeansy i czarną marynarkę.Od razu ich poznałam dziewczyna nazywała się Vanessa Pirce była moją sekretarką,menadżerką i zawsze mogła mi się zwierzyć.Mężczyzna nazywał się Eric Maddox był narzeczonym Vanessy i moim pracownikiem od spraw specjalnych czyli potrafił sprawdzić wszystkich można go nazwać detektywem.Eric pracował kiedyś dla FBI ale dostał ode mnie lepszą ofertę :) Odchrząknęłam przerywając im rozmowę.
-Vanesso czy ty przypadkiwem nie jesteś w pracy ?- powiedziałam i nagle popatrzyli w moim kierunku.
-Bella!!!! - krzyknęła Vanessa i podbiegła i przytuliła się.
-Kochanie w pracy to jest panienka Swan a nie Bella.- powiedział Eric.
-Vanessa Price do jasnej cholery puść mnie.-powiedziałam i zachichotałam widząc jej minę. W ślad za mną poszed chłopak.Dziewczyna niewytrzymała i wszyscy się śmialiśmy. 
-Miło cię widzieć całą i zdrową.-Powiedział Eric. 
-Co masz na myśli przez słowo zdrową.-powiedziałam.
-To,że ostatni raz jak cię widziałem byłaś w szpitalu bo połknęłaś jakieś tam tabletki.Nawet nie wiesz jak się cieszę widząc ciebie zdrową.-Przytulił mnie.Jaki on jest kochany ale zajęty.
-Dobra.Eric uciekaj bo mam spotkanie z naszym kochanym panem Smithem.
-Dobra.Van radzę ci poprawić koszulkę i usiąść przy biurku.Bo będzie źle z tobą.To ja zmykam nie chcę aby jakiś prostak wrzeszczał na moją kobietę.-powiedział i pocałował ją w czubek głowy.
-Ale słodko.Van która godzina?-Vanessa spojrzała na zegarek.
-Bello jest za 5 dziesiąta.-odpowiedziała. 
-To ja idę do biura jak Smith przyjdzie to go tam skieruj.-powiedziałam,obróciłam się na pięcie i skierowałam się w stronę szklanych drzwi.
-Dobrze.-usłyszałam za plecami.Wyciągnęłam z torebki klucz i otworzyłam nim drzwi do gabinetu.Gabinet jest ogromny.Okna sięgają tu od podłogi po sufit.Bardzo mi się to podoba dlatego postanowiłam aby mój dom był cały w szkle dzięki temu nie będzie trzeba pobierać tyle energii na oświetlenie.Na przeciwko drzwi stoi wielkie biurko z ciemnego drewna.Z tego samego drewna został wykonany stolik który stał koło białej,skórzanej kanapy.Wszystko inne w pomieszczeniu jest białe:sufit,podłoga ( białe panele ) i ściana na której znajdują się drzwi do toalety.Podeszłam do biurka i przejechałam po nim ręką.Było czyste a nie byłam tu od miesięcy.Usiadłam na krześle.Moją uwagę przyciągnęły zdjęcia oprawione w drewnianą ramkę.Było ich w sumie cztery.Jedno przedstawiało mnie z przyjaciółmi:Chuckiem,Caroline, Taylora i Bonnie.To zdjęcie zrobił na nam mój brat Ted jak byliśmy na Karaibach.Następne zdjęcie przedstawiało mnie z moją pierwszą nagrodą. Ogłoszono mnie wtedy Top modelką.Byłam na pierwszym miejscu i dalej jestem to już będzie chyba z 3-4 lata.Trzecie zdjęcie przedstawiało mnie i Teda.Miałam na nim gdzieś z 2 miesiące  Ted trzymał mnie na rękach i uśmiechał się jak głupi.Ostatnie zdjęcie było dla mnie najważniejsze. Przedstawiało mnie i Teda.Zdjęcie było zrobione tydzień przed jego śmiercią. Był taki szczęśliwy.Wzięłam zdjęcie do ręki i przejechałam palcem po jego twarzy.Dlaczego mi to zrobiłeś?...Dlaczego?...Obiecałeś, że będziesz zawsze...Że ty,ja i twoja dziewczyna uciekniemy i zaczniemy wszystko od nowa...Bez tej cholernej rodziny...Bez tych problemów... Ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę! -krzyknęłam i drzwi się otworzyły. Odłożyłam zdjęcie.Do gabinetu wszedł nie kto inny jak Richard Smith.-Witaj Richardzie.-przywitałam się.- Usiądź- wskazałam ręką na kanapę.
-Witaj Bello.-powiedział. Richard wyglądał jak wiceprezes wielkiej korporacji. Ubrany w czarny garnitur,ogolony bez żadnej skazy.
-Dlaczego chciałeś się spotkać ?
-Chciałbym odkupić od ciebie to wszystko. 
-Co?! 
-Dobrze słyszłaś. 
-Nie nie zgadziam się.
-Dam za to dużo. Ty się nienadajesz na to wszystko. Jesteś zamała. 
-Spierdalaj !
-I o takie zachowanie mi chodzi Bello jesteś rozpieszczonym bachorem. Chcesz to masz jesteś zamłoda na takie coś. 
-Chyba coś powiedziałam.
-Ciekawy jestem co musiał zrobić Eric żeby zasłużyć na takie duże wynagrodzenie. Hymmmm ??
-SPIERDALAJ !!!! NIE POKAZUJ MI SIĘ NAWET NA OCZY JEŻLI NIE CHCESZ STRACIĆ TAKIEJ POSADY !!!!
-Przemyśl to jeszcze.-powiedział i wyszedł. Jaki ludzie mają tupet. Niech się cieszy,że tyle zarabia,że dałam mu szase. Dać komuś palca to zje całą rękę  (czy jakoś tak). Zadzwonił telefon. Popatrzyłam na wyświetlacz.Jakiś nieznany numer.
-Swan.-powiedziałam. 
-Cześć tu Alice Cullen...
*********************************************************
Przepraszam was za to że czekaliście tyle na rozdział. 
Jeżeli będą jakieś błędy ortograficzne to z góry przepraszam. 
Blogger coś szwankuje i podkreślają mi się wszystkie słowa jeżeli wiecie co jest nie tak to prosiłabym żebyślie mi pomogli : D 
Myślę że rozdział się spodobał : ) 
I jeszcze raz przepraszam za to że tak długo czekaliście i jeszcze jedno pytanie wolicie poczekać aż Edward i Bella będą razem czy żeby już byli razem ??
Odpowiedzi w komentarzach.
Całuję i pozdrawiam : * 

sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział 5

                                                 ROZDZIAŁ V

Woow... Blog ma już 1,300 wyświetleń. Dziękuję wam kochani że jesteście wytrwali w czekaniu na nowe rozdziały.

OCZAMI BELLI :

To nie miało sensu.To siedzenie przy tych ruinach.On nie żyje Bella.On nie żyje tak jak Ted. Zrozum to ludzie..wampiry umierają.Musisz wstać pojechać do domu i zacząć żyć normalnie. Uporać się ze śmiercią dwóch najważniejszych osób w swoim życiu.Żyć tak jakby ich nigdy nie było.Otarłam oczy z łez i wstałam. Zachwiałam się przy wstaniu ponieważ nogi mi zdrętwiały i szybkim krokiem poszłam w kierunku auta.
-Bella!!-usłyszałam nagle.Ten głos zawsze go poznam.To Christian.Odwróciłam się i go ujrzałam klęczał przy kratach.Szybko do niego podbiegłam.Boże jak się cieszę.On żyje.On żyje.I jest tu przede mną.
-Christian.-powiedziałam.Targały mną mieszane uczucia radość,smutek,niedowiarę,cierpienie.Położyłam rękę na jego ręce.-Ty żyjesz.Ty żyjesz!!!Boże jak się cieszę!!-powiedziałam,a z oczu popłynęły mi świeże łzy.
-Nie płacz słonko.Jestem tu przy tobie.Jesteśmy razem i nic nas już nie rozdzieli.Kocham cię-Powiedział.Te dwa słowa "Kocham cię" sprawiły,że nagle nie obchodziło mnie już nic. Liczył się tylko on. Nie obchodził mnie Edward moja nienawiść do niego. Obchodziła mnie tylko miłość Christiana do mnie i moja miłość do niego.Poparzyłam się w jego oczy a on w moje. Dostrzegłam w nich miłość,tęsknotę,smutek i radość.Nagle nie obchodziły mnie konsekwencje  mojego czynu.Popatrzyłam się na kłódkę i ona nagle się zaczęła się topić i rozpadać na malutkie kawałeczki.Pchnęłam kratę a ona się otworzyła.Jak to dobrze być czarownicą.Nie mogłam się powstrzymać rzuciłam się Christianowi w objęcia. Płakałam,śmiałam się.Jednym słowem cieszyłam się,że jest teraz przymnie i mogę zapomnieć o wszystkich złych rzeczach które mi się dzisiaj przytrafiły.Christian dotknął mojego podbródka i pociągnął go do góry abym spojrzała mu w oczy.
-Kocham cię-powiedział raz jeszcze.-I zawsze będę cię kochał.
-Ja ciebie też kocham i nigdy nie przestanę.-powiedziałam i go pocałowałam.Całowaliśmy się namiętnie ale też łapczywie. Nie chciałam przerywać tej chwili ale byłam cholernym człowiekiem i potrzebowałam powietrza.Christian oderwał się ode mnie.
-Bella my nie możemy.Musisz o mnie zapomnieć raz na zawsze.
-Christian ja nigdy oo tobie nie zapomnę.Zawsze będę cię kochać i choćbym miała oddać wszystko za to żebyś stąd wyszedł oddałabym.Bo cię kocham idioto i zawsze będę cię kochać.-powiedziałam.Miał coś powiedzieć już otwierał usta ale przerwałam mu pocałunkiem. Zaczęłam rozpinać mu koszulę.Christian złapał mnie za ręce. 
-Bella nie.Nie będę uprawiał z tobą seksu w jakiś ruinach kościoła. 
-Mam w dupie jakieś ruiny kościoła.-powiedziałam i wróciłam do poprzedniego zajęcia. Christian wziął mnie na ręce i gdzieś zaniósł. Nie wiem gdzie ale to chyba służyło za jego sypialnie bo na środku tego pomieszczenia leżała poduszka.Moja poduszka.Christian nie przerywając pocałunku postawił mnie na ziemię.
-Odwróć się.-szepnął.Wykonałam jego polecenie.Odgarnął moje włosy z ramienia i zaczął mnie po niem całować.Kochałam to.Robił to tak delikatnie.Powoli rozpiął mi sukienkę nie przestając obdarowywać moich ramion delikatnymi pocałunkami.Gdy sukienka wylądowała na ziemi byłam już tylko w bieliźnie.Christian delikatnie dotykał mojego ciała i...Jakby uczył się  go na pamięć..Jakby miał je zaraz stracić...Powoli odwróciłam się w jego stronę.Popatrzyłam się w jego oczy i powiedziałam bezgłośnie "NIGDY MNIE NIE STRACISZ". Nachylił się i zdał na moich ustach namiętny pocałunek. Powróciłam do dawno już rozpoczętego zadania pt."Rozebrać Christiana zanim się rozmyśli". Christian pozwolił mi na uporanie się z rozpinaniem jego koszuli.Był bardzo cierpliwy ponieważ nie miałam tak zwinnych palców jak on.Nie przerywając pocałunku Christian ostrożnie pchnął mnie na zimną ziemię. Nie obchodziło mnie że byłam w zakurzonym,brudnym miejscu. W jakiś ruinach. Obchodziło mnie tylko że byłam z nim.Że z nim jestem nie byłam jestem.Czułam się jak w przyjemnym śnie z którego nigdy nie chciałabym się obudzić. Christian zaczął składać na moim ciele delikatne pocałunki zaczynając od ust.Chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie. W końcu wszedł we mnie i powoli zaczął się poruszać aby nie zrobić mi krzywdy.W tej chwili już nic nie chciałam, nawet tego całego bogactwa i tej sławy.Chciałam tylko jego i jego miłości do mnie.W tym momencie przeżyłam najlepszy orgazm w moim życiu.Leżąc na torsie Christiana nie wiem kiedy zasnęłam.Śniło mi się,że byłam na łące z niedaleka widziałam wielki piękny dom. Mój dom ten co się teraz budował.
Sen Belli :
Leżałam na kraciastym kocu na Jego nagim torsie.Byliśmy na łące obok naszego domu na obrzeżach Forks. Jak to dobrze że zdecydowałam się go wybudować.Słyszałam jak miarowo oddycha. On nie oddychał on wdychał mój zapach.
-Bella nie udawaj,że śpisz.Jestem wampirem i wiem kiedy śpisz.-zamruczał swoim cudownym barytonem.
-Christianie ja nie śpię ja myślę.-powiedziałam podpierając się rękami o jego tors żeby spojrzeć mu w oczy.
-A o czym ty tak myślisz kochanie.
-O tym,że popełniłam błąd wychodząc za ciebie.
-Tak.-powiedział i położył mnie tak że na mnie leżał.
-Nie wasz się nawet tego zrobić.
-Czego.-powiedział i jedną ręką przytrzymał mi ręce nad głową.
-Ja nie mam gilgotek.
-Mnie nie oszukasz.-powiedział i zaczął mnie gilgotać. 
-Nie zachowuj się jak dziecko.-powiedziałam śmiejąc się.-Toby zachowuje się dojrzalej od ciebie, a ma 5 lat.
-Bo jest mądry po tatusiu.-powiedział.-I nasza mała córeczka też taka będzie.-powiedział dotykając mój brzuch.-Jeszcze tylko 2 miesiące. 
-Córka będzie taka jak mama.I będzie miała na imię Emma. 
-Mia ładniej.
-Może Phoebe.
-Phoebe pięknie...-nagle usłyszeliśmy płacz.Christian nagle zerwał się na równe nogi i szybko zapiął koszulę.Pomógł mi wstać,wziął mnie za rękę i szybkim krokiem poszedł w kierunku dochodzącego płaczu.Gdy doszliśmy na miejsce zobaczyliśmy Jane próbującą uspokoić Toby'ego. 
-Co się stało Jane?-powiedział Christian wyrywając jej z rąk Toby'ego. 
-Toby upadł i wypadło mu ciastko z ręki.-odpowiedziała dziewczyna.
-Nic się nie stało Jane.Christian zbyt nerwowo zareagował.-powiedziałam podchodząc do mojego ukochanego synka. 
-Zareagował jak każdy tato by zareagował.
-Toby chodź na kocyk bo tam mama ma ciasteczka.-powiedziałam głaszcząc go po główce. 
-Ok.-powiedział słodko Toby.I wyciągnął rączki w moją stronę żebym wzięła go na ręce. 
-Toby mama nie może dźwigać pamiętasz bo jest w ciąży.-powiedział Christian. Tak ślicznie razem wyglądali.Toby miał tylko po mnie zarys oczu resztę miał po tatusiu.
-Mamusiu a jak będzie miała na imię moja siostra.-powiedział Toby wyciągając rękę z chęcią dotknięcia mojego ciążowego brzucha.
-Wiesz mama z tatą doszli do wniosku,że Phoebe.-powiedziałam uśmiechając się do niego.Toby był już dużym,mądrym chłopcem i jestem pewna,że będzie kochał i zajmował się siostrą bardzo dobrze. 
-Phoebe bardzo ładnie.-powiedział pokazując swoje piękne białe zęby.Jednym szybkim ruchem Christian postawił małego na ziemię.
-Berek.-powiedział Christian i klepnął małego w plecy.Wampirzym tempem pobiegł prosto przed siebie.Toby szybko odwrócił się na pięcie i pobiegł ludzkim tempem w poszukiwaniu taty.Odwróciłam się w ich stronę i zauważyłam jak Christian bierze małego na ręce i obraca się z nim.Jacy oni są piękni.Moi kochani mężczyźni...Nasi kochani mężczyźni.Złapałam się za brzuch.
TERAŹNIEJSZOŚĆ: 
Obudziłam się i bardzo tego żałowałam.Chciałam aby ten sen szybko się spełnił.Mógłby się spełnić gdyby nie...Nie mogę teraz o tym myśleć nie kiedy byłam z nim.Chciałam się nim nacieszyć.Christian przyglądał mi się.Chodź miałam zamknięte oczy czułam to na ciele.Pocałował mnie w czubek głowy.To oznaczało że wie już że nie śpię.
-Cześć.-powiedziałam zaspanym jeszcze głosem.
-Cześć-odpowiedział swoim przyprawiającym o ciarki barytonem.-Czyli to nie są jakieś halucynacje albo sen.-zaśmiał się.-Nawet nie wiesz jak się cieszę że cię widzę. 
-Na pewno nie tak jak ja.-powiedziałam i podparłam się rękami o jego nagi tors aby go pocałować.-Nawet nie wiesz jak cię kocham.-spojrzałam mu w oczy.Jedna część snu już się spełniła.
-Co ci się śniło?-zmienił temat.
-A co?
-Mówiłaś przez sen kochanie.
-A co mówiłam?-cholera.
-Moje imię.
-Miałam przyjemny sen.
-A tak jaśniej.
-Sam się dowiedz.-powiedziałam odsłaniając szyję.Christian poprzez krew mógł zobaczyć wspomnienia ludzi,wampirów i wszystkich istot nadprzyrodzonych.
-Bella nie mogę.
-Możesz.Pozwalam ci.-Christian usiadł i wygodnie usadził mnie na swoich kolanach. Nachyliłam się aby miał lepszy dostęp do mojej szyi.Poczułam lekkie uczucie jak wbił się zębami w moją szyję.Dalej czułam..Coś niedopisania...Przyjemność,rozkosz...Nigdy nie czułam bólu.Nie wiem ile czasu to trwało...Minuta,godzina parę sekund...Christian oderwał się ode mnie,szybko ale delikatnie.Poczułam ukłucie takie jakie zadaje komar.
-Sny się spełniają.-powiedział radosnym głosem,a ja położyłam głowę na jego ramieniu.
-Sny można przyśpieszyć.-szepnęłam i pocałowałam go w ramię.
-Bella nie.-Nie zwracając uwagi na jego prośbę pchnęłam go na ziemię.Nie opierał się. Zaczęłam go całować.Schodzić coraz niżej.Na szyi chłopaka wyczułam dwie malutkie blizny. Na każdej z nich złożyłam delikatny pocałunek.Christian wzdrygnął się ale nic nie powiedział. Teraz była moja kolej na przypomnienie sobie ciała kochanka.Pocałowałam wyrzeźbione mięśnie.Każdy element jego ciała.Gdy zbliżyłam się do pępka chłopaka i chciałam go pocałować Christian odepchnął mnie.
-Bella nie.To nie jest najlepszy pomysł.Jestem tu teraz.Nie chcę abyś sama musiała się dzieckiem zajmować lub coś.Kocham cię ale ja tak nie mogę.Nie mogę patrzeć teraz na ciebie. Nie mogę znieść myśli że znowu mnie opuścisz.Nie mogę.
-Nie zostawię cię. Już nigdy.-Przytuliłam się do niego.-Zrobię wszystko żeby cię stąd wyciągnąć.-przyrzekłam.Chciałam dotrzymać słowa.Pragnęłam go dotrzymać.
-Bella nie obiecuj rzeczy nierealnych.-pocałował mnie w czoło. 
-To jest realne i obiecuję ci że to spełnię.Jak nie teraz to za parę miesięcy lub lat. 
-Dobra.Skończmy to lepiej powiedz dlaczego wg tutaj przyjechałaś.Pod ten kościół. 
-Nie wiem jak się tu znalazłam.Jechałam prosto przed siebie i nagle się tu znalazłam.Nie wiem jak ci to wytłumaczyć ale coś kazało mi tu przyjechać.Martha powiedziała,że ty mi kazałeś. 
-Myślałem o tobie.I nagle usłyszałem twój płacz i poczułem twój zapach. 
-To dziwne trochę.
-Bella nie wiem czy wiesz ale Forks jest miastem przez które przebiega linia.Nie jesteś tu bezpieczna. 
-Potrafię o siebie zadbać.Potrafiłam do tej pory i teraz też potrafię.Jestem czarownicą umiem zabić kogoś wzrokiem.Jestem silniejsza niż wam wszystkim się wydaje.Chuck te dzisiaj mi powiedział że mam być ostrożna. 
-Dlaczego??
-Można powiedzieć,że albo Tola żyje albo ktoś chce nas zabić.A właściwie mnie.-położyłam głowę na jego piersi.-Nie mam ochoty poruszać tego tematu. 
-Bella zaczęłaś mówić to mów-dotknął mojego podbródka i odchylił mi głowę abym popatrzyła w jego oczy.-Bella zacząłem się martwić.-pocałował mnie w czoło. 
-Mówiłam ci o tym co się stało z Tolą.Co my jej zrobiliśmy.
-No mówiłaś.
-Mówiłam ci,że wtedy kogoś widziałam.
-Tak mówiłaś i co w związku z tym.
-Taylor podszedł do niej i ją zabił.To miała być zabawa.-zaczęłam zanosić się płaczem.
-Ciii.Nie płacz.-przytulił mnie. 
-Podbiegłam do niej.Pluła krwią.Zaczęłam ją reanimować.Byłam cała w jej krwi.-po ciele przeszły mi ciarki na wspomnienie feralnego dnia.-Słyszałam płacz dziewczyn,krzyk Tay'a  nawet płacz Chucka,a wiesz jaki on jest.Byłam skupiona na reanimacji jej.Po paru minutach odpuściłam.Popatrzyłam w las i ujrzałam postać mężczyzny.Przyglądał się temu wszystkiemu. 
Dzisiaj dostałam mms'a. Było to nagranie.Nagranie śmierci Toli.-Drżącymi rękami sięgnęłam po telefon który leżał niedaleko mojej sukienki.Włączyłam nagranie i pokazałam je Chrisowi.- Christianie  to jest dowód jeżeli ten ktoś pójdzie z tym nagraniem na policję pójdziemy siedzieć. Nie ważne będzie,że mój ojciec jest szefem FBI, że ojciec Chucka jest szanowanym biznesmenem.Temu komuś nie zależy na tym abyśmy poszli siedzieć.ON chce nas zniszczyć psychicznie abyśmy sami się do nich zgłosili albo chce nas pozabijać. Jedno jest pewne ma w tym jakiś powód.
-Nie pozwolę aby ten psychopata coś ci zrobił.Za bardzo cię kocham.-pocałował mnie w czoło.- rozumiesz nie pozwolę na to.
-Wiem Christianie.Ja ciebie też kocham. I teraz powinieneś zrozumieć dlaczego teraz tu z tobą siedzę.Dlaczego chcę cię stąd wyciągnąć. 
-Rozumiem cię słonko.Teraz przestań płakać i opowiadaj jak twoje życie się zmieniło.Bo uczucia mi nie wystarczają.-uśmiechnął się.
-Wiesz wile się zmieniło.Charlie ma kogoś.Cassie też kogoś znalazła.Phil jest zaręczony z księżniczką Hiszpańską...
-Jasne.
PARĘ GODZIN PÓŹNIEJ :
-Kochanie muszę się już zbierać.-powiedziałam.Pocałował mnie.
-Nie pozwolę ci.-pocałował mnie kolejny raz.
-Muszę.Już późno,a jutro jadę w poszukiwania sukni ślubnej dla Hanny.
-To zmienia postać rzeczy.Ale to nie jest takie ważne.
-Będę świadkową.
-Musisz mnie jeszcze przekonywać.-usiadłam mu na kolana i pocałowałam go.
-Czy taka prośba może być.
-Hymmm....Nie.-następny pocałunek trwał dłużej.-To jeszcze nie to.
-Świnia.-powiedziałam i go lekko uderzyłam.Wstałam i zaczęła szukać swoich ciuchów.Wyszło na to,że tylko sukienka została do użytku.Bielizna była podarta.Przypomniałam sobie wczorajszą,a właściwie dzisiejszą noc.Mmm...Muszę częściej tak błądzić...
-Musisz częściej tak błądzić kochanie..
-Jak ty to zrobiłeś?
-Co?
-Pomyślałam właśnie o tym samym.
-Nie wiem mała ale wiem,że jesteś jeszcze bardziej wspanialsza w łóżku niż kiedyś byłaś.
-Miało się tą praktykę.-powiedziałam odwracając się do niego tyłem żeby zapiął mi sukienkę. Gdy ją zapiął dał mi klapsa.-Ał za co?
-Już dobrze wiesz za co.
-Kochanie pokój nadal na ciebie czeka i wszystko jest dalej do użytku.
-Mmmm...Kusząca propozycja.Tylko wiesz ja nie mogę się stąd ruszać.
-To ktoś inny skorzysta.
-Ani się waż.
-Ok ok.To już idę.Tylko wiesz musisz mi pomóc wyjść.
-Nie znasz drogi.Co my z tym fantem zrobimy.
-Odprowadzisz mnie i jutro postaram się przyjść.
-Dobra.-ani się obejrzałam,a Christian był juz ubrany i trzymał mnie na rękach.
-Ja mam nogi.
-A ja jestem wampirem.-W szybkim tempie znaleźliśmy się przy wejściu do ruin.Christian postawił mnie na ziemię i wtedy miałam okazję przyjrzeć mu się.Był taki wysoki jak zawsze. Odcień jego skóry był bardziej ludzki wcześniej był blady.Jego twarz zazwyczaj przykryta maską promieniała.Oczy się świeciły ze szczęścia.Boże jak ja kocham tego wampira.Miał na sobie tylko spodnie które opadały mu seksownie na biodra.Ten idiota wiedziała,że mnie to podnieca wiedział to.To nie fair,że juz musiałam iść.
-Jesteś okropny.
-Wiem kochanie.
-To dobrze,że jesteś tego świadom.-Przytuliłam go ostatni raz.Nie ostatni...Ostatni tego dnia.
-Pa Swan.-pocałował mnie.
-Pa Cross.-powiedziałam odchodząc od niego.Gdy byłam już niedaleko samochodu.Mimowolnie odwróciłam się.Bella co ty robisz .Pobiegłam ile sił w nogach do Christiana.To już nie byłam ja.To nie mogłam być ja.Nie wiem co we mnie wstąpiło.Rzuciłam się Chrisowi w ramiona i go pocałowałam.-Christian ja nie mogę.
-Wiem ja też.Musisz już iść już naprawdę późno.-popatrzyłam w jego oczy błagalnym wzrokiem.-Bella ja ci każę.
-Dobrze.-odwróciłam się i już poszłam prosto w kierunku samochodu.Nie pojechałam prosto do willi taty.Pojechałam do najbliższego sklepu zielarskiego.Popatrzyłam na zegarek 22:30. 
Wyszłam z samochodu i na moje szczęście sklep był czynny do 23:00. Sklep oświetlały jedynie świeczki.Było w nim ponuro.Za jednej z półek sklepowych wyleciał czarny kocur miaucząc przeraźliwie.Boże... Przestraszyłam się.Kurwa ale tu strasznie..
-Dobry wieczór!-krzyknęłam.
,.-Dobry wieczór!-odpowiedziała mi przyjaznym głosem jakaś starsza pani.-Coś ci podać kochaniutka ?
-Poprosiłabym świece.
-Ile tak byś ich chciała?
-Wie pani gdzieś z 10-20.
-Dobrze to da się zrobić.
-Jakby można było żeby były czerwone.
-Będzie można.-powiedziała,uśmiechnęła się i poszła na zaplecze.Rozglądnęłam się po sklepie. Jak można tutaj pracować.To miejsce jest przerażające.Kobieta przyszła z zaplecza i położyła świece na ladzie.
-Ile płacę.-powiedziałam.
-20$ -wyciągnęłam z portfela 50$ i podałam kobiecie.-Reszty nie trzeba.-uśmiechnęłam się.
-Dziękuję ci.Niech ci się uda kochana wierzę w ciebie.
-Do widzenia-powiedziałam i szybkim krokiem wyszłam z tego sklepu.Ta kobieta jest przerażająca.Wsiadłam do auta i ruszyłam z piskiem opon.Jechałam dość szybko nie zważając  na przepisy ruszyłam w stronę willi. Wystukałam na klawiaturze kod i brama otworzyła się ukazując biały dom.Zaparkowałam,wysiadłam z samochodu i wyjęłam świece. Musiałam się pośpieszyć do 24:00 coraz mniej czasu.Nie rób tego. Usłyszałam głos Marthy w głowie. Będę robić co mi się podoba.Spierdalaj. Odpowiedziałam.  W domu było strasznie ciemno.Zapaliłam wszędzie światła i poszłam na górę do swojego pokoju.Przebrałam się w szorty i luźną koszulkę na ramiączkach,włosy spięłam w koka.Z biurka wyjęłam księgę czarów która należała do najsilniejszej czarownicy.Pierwszej czarownicy na świecie.Czarownicy,która stworzyła nową rasę.Czarownicy,która była matką dzieci księżyca i słońca.Czarownicy z mojego rodu.Poszukałam zaklęcia na wzywanie duchów.Nie powinnaś tego robić.Martha chciała mnie przekonać.
---------------------
Przepraszam,że rozdział jest taki krótki.Zaczynam już pisać rozdział 6.
I przypominam 6 komentarzy i następny rozdział : D