środa, 17 lipca 2013

Rozdział 6

ROZDZIAŁ 6 

ŻYCZĘ MIŁEGO CZYTANIA :*



 Przerysowałam pentagram z kartki i poustawiałam świece tak jak na rysunku.Przypomniałam sobie,że do zaklęcia potrzebna będzie krew.Moja krew.Zeszłam szybkim krokiem do kuchni i z blatu wzięłam nóż.Popatrzyłam na duży zegarek wiszący w przedpokoju.Kurwa była już 23:20.Niedługo 24:00.Muszę zdążyć przed 12.Z torebki wyciągnęłam zapałki i zapaliłam wszystkie świece.Usiadłam po turecku w środku pentagramu i przecięłam rękę.Auć...Zacisnęłam zęby.Bella nie robisz tego dla siebie, a poza tym ty nie boisz się bólu ani odrobiny krwi.Jesteś do jasnej cholery czarownicą i młodą łowczynią wampirów.Nie możesz bać się krwi.Skarciłam się w środku.Każdą ze świec oznaczyłam swoją krwią.To chyba wszystko czego potrzebowałam do zaklęcia.Popatrzyłam ostatni raz na kartkę.Tak to już wszystko.Zostało tylko wypowiedzieć słowa zaklęcia w łacinie.To chyba najprostsza część zaklęcia.
-Voco super te spiritus Esther Mikaelson.-powiedziałam, a świece zapłonęły.-Voco super te spiritus Esther Mikaelson-powtórzyłam.Dlaczego nic się nie dzieje.-Voco super te spiritus Esther Mikaelson.-Z nosa zaczęła mi lecieć krew.W pokoju zrobiło się zimno.Okno otworzyło się z nagłym hukiemPo ciele przeszły mi ciarki.Poczułam jakby ktos dotknął mojego ramienia. Powoli odwróciłam głowę.Ujrzałam postać kobiety wyglądającej jakoś tak normalnie.Kobieta nie wyglądała jak duch wręcz przeciwnie wyglądała jak człowiek.Wyglądała na 30-40 lat.Miała długie,brązowe włosy,opadające na piękną zieloną suknię.
-Witaj Bello.-powiedziała przyjaznym ale władczym głosem.Uśmiechnęła się.
-Witaj Esther.-powiedziałam pewnym głosem.Odwzajemniłam uśmiech. 
-Wezwałaś mnie moje dziecko.W czym mogę ci pomóc?
-Mój przyjaciel Christian został uwięziony w ruinach starego kościoła...Można powiedzieć,że przeze mnie.
-Słyszałam o tym.I zapewne chcesz abym ci pomogła.-podrapała się po brodzie.Kiwnęłam głową.-Bello musisz wiedzieć,że jesteś bardzo silną czarownicą ale też podatną na czarną magię. 
-Nie jestem aż tak silna jak ty.Dlatego cię wezwałam chcę abyś mi pomogła.Podała zaklęcie czy coś w tym stylu.
-Oczywiście,że ci pomogę.Jesteśmy rodziną.Łączą nas więzy krwi.Chciałam żebyś wiedziała,że jesteś silniejsza ode mnie.W dniu twoich narodzin przekazałam ci 3/4 swojej mocy.Twoja matka też ci coś przekazała.
-Moja matka.Janna była czarownica nigdy o tym nie mówiła. 
-Bello Janna nie jest twoją matką.Jest to znaczy nie jest biologiczną.
-Ale jak nie jest.
-Bello dowiesz się w swoim czasie. 
-Ale...-Czułam się jakoś dziwnie jakby moje serce rozdarło się na tysiąc malutkich kawałeczków.
-Bello także jest zaklęcie które uwolniło by tego Christiana.Jest ono silne i można liczyć się z konsekwencjami.Nawet najsłabsze zaklęcie w Forks jest silniejsze.Wiesz,że w Forks łączą się te cholerne linie.Najgorsze jest to,że łączą się w miejscu gdzie została zabita pierwsza czarownica czyli tam gdzie są te ruiny. 
-Zostałaś tam zabita?
-Tak Bello.
-Kto cię zabił?
-Mój syn.Ale nie mówmy o tym.Umówmy się tak.Zaklęcie podam ci podczas snu ponieważ nie jesteśmy tu same.-Nie zrozumiałam tego.Byłyśmy same.Tzn ja byłam tu sama. 
-Dziękuję.-powiedziałam i połączenie się skończyło.Okno zamknęło się z hukiem,a ja opadłam na ziemię bezsilna.Nie wiem ile czasu tak leżałam.Minutę a może godzinę.W głowie cały czas słyszałam głos Esther,a właściwie jej słowa "Bello Janne nie jest twoją matką.Jest to znaczy nie jest biologiczną".To kto do cholery jest moją matką.Czy Charlie jest moim ojcem?Czy może jestem adoptowana?Nie mogę być adoptowana.Nie mogę...Z oczu pociekły mi łzy.Powoli wstałam z podłogi.Pentagram zniknął.Zostały tylko świece.Z ręki dalej leciała mi krew.Poszłam chwiejnym krokiem w kierunku łazienki.Otworzyłam apteczkę,wyjęłam z niej wodę utlenioną i bandaż.Odkaziłam ranę i zabandażowałam ją.Jak mogli mnie przez cały ten czas oszukiwać.Zeszłam na duł do salonu i usiadłam na kanapie.Z oczu popłynęły mi świeże łzy jak to możliwe,że jestem adoptowana.Położyłam się i przykryłam kocem.Nie minęła minuta, a zasnęłam.Śniło mi się,że biegłam.Uciekałam przed kimś, a może przed czymś.Biegłam ile sił w nogach.Byłam w jakimś opuszczonym zamczysku.Obudziły mnie czyjeś kroki.Zerwałam się z dziwnego a może przerażającego snu.Podeszłam na paluszkach do szafki na której stał telewizor i wyjęłam z niej broń.Wiedziałam,że Charlie w razie niebezpieczeństwa wszędzie chowa broń.Po cichu poszłam w kierunku dochodzących odgłosów.Ktoś zakrył mi usta i pociągnął do siebie.
-Cii.-powiedział jakiś męski głoś.Chciałam go kopnąć ale się odsunął.-Bella to ja Taylor.
-Odbiło ci przestraszyłam się.-uderzyłam go w pierś.
-Jestem twoim ochroniarzem i dostałem wezwanie od twojego przyjaciela,że od razu z wakacji mam jechać do willi Swanów i tak zrobiłem.Powiedział,że jesteś w niebezpieczeństwie.
-Jak widać żyję.Możesz już jechać.-pokazałam mu drzwi. 
-Gdzie Cassie?
-Śpi na górze.
-Kłamiesz.-pokręcił głową i spojrzał na moją rękę.Kurwa bandaż przesiąkł krwią.Jak znam życie cała kanapa była we krwi,a może szczęści mi dopisało i jednak nie.-Co ci się stało w rękę?
-Chciałam zrobić sobie kanapkę i się przecięłam,a tato nie miał plastrów to wzięłam bandaż. 
-Kłamiesz.Bella znam cię od 5 lat.Jesteś moją przyjaciółką i umiem przejrzeć cię na wylot.- 
powiedział i podniósł moją rękę do góry.Auć..Powoli rozwinął bandaż.-Bella to raczej nie wygląda na skalecznenie.Co ci się stało?Ktoś ci to zrobił?Uwierz mi ten ktoś nie przeżyje jak dowiem się kto to
-Nikt mi nic nie zrobił. 
-To co ci się stało?
-Nie ważne.-spuściłam wzrok.Taylor wiedział,że jestem wiedźmą.Głupio było mi mówić,że chciałam porozumieć się z zmarłą czarownicą.
-Bella możesz mi powiedzieć wszystko.-popatrzył mi w oczy.-Wolę usłyszeć brutalną,bolesną prawdę niż słodkie kłamstwo.Pamiętasz kogo to słowa?
-To są moje słowa.Obiecaj,że się nie wkurzysz.
-Nie wkurzę.
-Potrzebna była mi moja krew.Rozmawiałam z Esther.
-Ty jesteś głupia.Rozumiem jesteś wiedźmą ale mówiłaś że nie praktykujesz.
-Mówiłam.Ale musiałam ją o coś poprosić.O coś o czym nie chcesz słuchać.
-Chodziło ci o Christiana.-powiedział siadając na kanapie.
-Tak. 
-On żyje.
-Tak.-Christian zaprzyjaźnił się z Taylorem.Taylor bardzo przeżył to co Bonnie i ja zrobiłyśmy Chrisowi. 
-I chcesz mu pomóc.
-Tak.
-Rozumiem.Twoja sprawa czy będziesz żyła czy nie.Christian wie co ty chcesz zrobić?
-Nie.Mam pytanie Taylor.-Dopiero teraz do mnie dotarło,że Taylor wszedł tu normalnie, a po podwórku lata pitbull i rottweiler. 
-Ok pytaj. 
-Jak ty wszedłeś do domu. 
-Normalnie przez drzwi. 
-Po podwórku latają psy.Nie wiedziałeś ich?
-To one były puszczone?
-Tak były.-Zerwałam się na równe nogi i wybiegłam z domu. Moje kochane pieski.Na przodzie domu ich nie było.Gdzie one są. -Damon!!!-wołałam pitbulla.Pies nie odpowiadał. 
-Damon!!!-wołaliśmy z Taylorem na zmianę.Pobiegłam na tyły domu.
-Są tu!!-krzyknęłam do Taylora.
-Damon!!-pies nie podszedł do mnie.Postanowiłam,że to ja podejdę do niego.Stęskniłam się za nimi.Psy dziwnie się zachowywały.Usłyszałam kroki mojego towarzysza zasobom.-Zostań tam. Oni się dziwnie zachowują.-Gdy już byłam blisko rottweiler zawarczał.Co jest?Damon miał coś w pysku.Byłam za daleko aby zauważyć co.Była to kość tak mi się wydaje.Podeszłam jeszcze bliżej i uklękłam.Zagwizdałam i poklepałam się po nodze żeby zawołać psy.Podszedł do mnie  tylko rottweiler i zaskomlał.Pogłaskałam go i zagwizdałam ponownie przybliżając się do Damona.O kurwaaa!!!!!!!-AAA...-pisnęłam.To była ręka.Damon miał w pysku rękę.Pies zawarczał na mnie pilnując swojej zdobyczy.-Puść to !!!-krzyknęłam.-Damon puść to!!!-dopiero po drugim podejściu pies położył swoją zdobycz na ziemi i przybliżył się do mnie abym go pogłaskała.-Dobry piesek.-pogłaskałam go.Klęczałam i patrzyłam się w kość jak wryta.Taylor podbiegł do mnie.
-Zadzwoń do Bones. Ona zobaczy kogo to ręka.
-Ja wiem kogo to ręka.-ten pierścionek.Mój pierścionek...
-Kogo?
-Tola.
-Skąd wiesz?
-To mój pierścionek.Dałam jej go.Jest na nim wygrawerowane BFF B&T.-Znowu zaczęłam płakać.Tyle chciałam o niej zapomnieć ale jak zwykle mi się nie udało.Jutro rocznica jej śmierci.Dla jej rodziców jest rocznica jej zaginięcia.Bella pozbieraj się.Karciłam się w myślach. Taylor przytulił mnie.
-Bella jedziemy do Seattle.Nie możesz zostać tu sama.Ktoś tu był nie wiem jak tu wszedł ale może tu jeszcze być.Tak będzie najbezpieczniej jak nie będzie cie tu.Jutro rano przyjadę tu i wszystko sprawdzę teraz jest już późno.Musisz się ogarnąć jakoś.-szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę czarnego BMW.Wsiadłam do niego i się rozsiadłam w miękkich,skórzanych fotelach.
Gdy Taylor ruszył zasnęłam.Obudziłam się w swoim łóżku w jednych z moich apartamentów w Seattle na ramieniu Taylora.Byłam naga.Nic nie pamiętam.Czy ja i Taylor spaliśmy ze sobą? Nie na pewno nie.Nasz romans skończył się jakoś parę miesięcy temu,a może jeszcze trwa.Tak on jeszcze trwa on trwa cały czas.Czy byłabym w sanie wyznać miłość Christianowi a później przespać się z jego przyjacielem?Jasne,że bym była w stanie przecież jestem Bellą Swan, osobą która się niczym nie przejmuje.Osobą dla której najważniejszym priorytetem w życiu od 6 lat jest seks.Osobą którą interesuje tylko sado-maso. Boże czemu ja taka jestem?Czemu nie mogę z tym skończyć?Były to pytania bez odpowiedzi. Jestem osobą która traktuje chłopaków jak zabawki bo sama kiedyś byłam tak traktowana.Dla Christiana byłam gotowa skończyć z perwersyjnym seksem ale też byłabym zdolna skończyć z tym dla Edwarda.Bella jesteś jaka jesteś przeszłości nie zmienisz.Wiem,że nie zachowuję się jak nastolatka.Powinnam mieć jakiegoś idola w którym bym się podkochiwała.Ale ja nie mogę mieć idola.Patrzę na chłopaka i widzę jak mógłby mnie wziąć przy pierwszej lepszej okazji.Wiem,że powinnam być jeszcze pieprzoną dziewicą ale  co można spodziewać się po mnie.Jestem do niczego.Wczorajszy dzień był do niczego.Moje życie jest do dupy.Wszystko czego się tknę jest już do niczego.Położyłam policzek na jego nagim torsie i zaczęłam rysować jakieś wzorki opuszkiem palca.Ty jak zawsze jesteś przy mnie wraz z moimi przyjaciółmi.Ty kochasz pieprzyć się ze mną non stop.Ty po prostu masz gdzieś co ludzie sobie powiedzą.Ty tolerujesz mnie jaką jestem,a nie próbujesz mnie na siłę zmienić.To dzięki tobie wiem co to jest "delikatny" seks.To ty pomogłeś mi uwolnić się z toksycznego "związku".Taylor poruszył się.
-Już wstałaś?-zamruczał.Boże to niemożliwe żebym była zakochana w dwóch chłopakach,a jeszcze jeden trzeci mnie podniecał.
-Tak parę minut temu i myślę.-odpowiedziałam cicho jakby ktoś jeszcze tu był,a to przecież jest niemożliwe.Byliśmy sami i mogłam nawet wrzeszczeć i tak nikt nie mógłby mi zwrócić uwagi. 
-O czym myślałaś?
-O sobie.
-To trochę egoistyczne.-zaśmiał się.
-Myślałam o tym jaka jestem,a właściwie jaka powinnam być.Myślałam o tobie i wg..
-Miałem zaszczyt żeby Bella Swan ta modelka myślała o mnie.Co ja takiego zrobiłem,że zaprzątałaś sobie mną swoją śliczną główkę ?
-Nic po prostu leżałam koło ciebie naga i myślałam czy się z tobą przespałam.Czy byłabym w stanie parę godzin temu wyznać miłość Christianowi,a później przespać się z tobą.Doszłam do wniosku,że byłabym w stanie to zrobić.Z jednej strony chciałabym żyć tak jak dawniej nie dopuścić do wielu rzeczy i po prostu być normalną nastolatką.Mieć idola w którym bym się potajemnie podkochiwała.Mieć normalną rodzinę.Chciałabym patrzeć na chłopaka który mi się podoba i pomyśleć"ale on jest śliczny",a nie "ten chłopak wygląda na wysportowanego,byłby świetny w łóżku,mógłby mnie wziąć od tyłu pozwoliłabym mu na to"albo"ten chłopak wygląda na silnego i nie sądzę aby bał się użyć pejczy w łóżku".-Taylor westchnął.Wiedziałam w jego oczach żar.Wiedziałam już jaki jest na mnie napalony.Wbił oczy w jeden punkt.w moje nagie piersi.Kołdra którą byłam owinięta musiała się zsunąć.Już czułam,że robię się mokra.Serce zaczęło mi mocniej być,a oddech przyśpieszył.Usiadłam na Taylorze,a on podał mi foliowe opakowanie w którym znajdowała się prezerwatywa.Rozdarłam ją zębami i założyłam mu ją.
-Ach..-Taylor jęknął.Ciszę w pokoju przerywały tylko nasze jęki.Byłam już blisko..Taylor właśnie przeżył orgazm wykrzykując moje imię.Poszłam w jego ślady i przeżyłam chwilę uniesienia.Opadłam bezwładnie na Taylora.Oddech pomału zaczął mi się uspakajać.Tego mi było trzeba.Seks to chyba najlepsze lekarstwo na wszystko.Zachichotałam.Taylor popatrzył na mnie zdziwiony.Usiadł i wyszedł ze mnie,a ja przewróciłam się na brzuch.Ściągnął prezerwatywę,zawinął ją w chusteczkę i rzucił ją na podłogę.
-Nienawidzę ich.-powiedziałam patrząc na prezerwatywę z niesmakiem.-Co cię rozśmieszyło?
-Nic-Uśmiechnęłam się.Kurczę zapomniałam muszę mu podziękować.-Panie Rodriguez o mały włos a bym zapomniała. Tak więc powróćmy do moich myśli bo ktoś mi przerwał.-Taylor wystawił mi język,a ja przewróciłam oczami.Taylor niespodziewanie dał mi klapsa.-Ał.
-Dobra miałaś coś mówić.
-Miałam ale mi przerwałeś po raz drugi.Jestem twoją szefową i masz mi nie przerywać.
-Bo będę miał karę od mojej cudownej szefowej.-nachylił się i pocałował mnie.
-Mógłbyś mnie nie rozpraszać.-uśmiechnął się i przytaknął.-Tak więc panie Rodriguez chciałabym panu bardzo podziękować bo to dzięki panu leżę w tym łóżku,a nie robię loda jakiemuś obleśnemu frajerowi.Chociaż pan Hilson był bardzo przystojny.Tak więc bardzo ci dziękuję,że pomogłeś mi wyjść z tego bagna.Dziękuję ci,że nauczyłeś mnie tego,że w życiu nie jest ważny tylko sex ale jest wiele ważnych rzeczy.Dziękuję ci bardzo za to jestem twoją dłużniczką.-wstałam z łóżka i uklękłam koło Taylora.
-Co ty robisz wstań!Natychmiast mówiłaś,że z tym skończyłaś.-Posłusznie wstałam.-Ja nie jestem twoim uległym ani ty moim zrozumiano?-kiwnęłam głową.-Czy mógłbym już wykorzystać swoją przysługę.
-Tak.
-To wracaj do łóżka młoda damo.-uśmiechnął się.Usiadłam chłopakowi na kolana.Kochanek pocałował mnie łapczywie,namiętnie.Seks z Taylorem był czymś innym niż seks z Christianem.Dla Taylora jestem przyjaciółką i to wiadomo,że inaczej mnie traktuje.Nie wiedziałam kiedy to się stało ale leżałam pod Taylorem,a on zajął się moimi piersiami.Prawy sutek ssał i przegryzał,a zaś lewą pierś ściskał ręką.Przejechałam paznokciami po plecach,a on jęknął.Chłopak zaczął składać pocałunki coraz niżej.Nie.Nie.Teraz ja się tobą zajmę.Odepchnęłam go,usiadłam mu na kolana i pchnęłam go aby się położył.Zaczęłam go całować i tak jak on schodzić coraz niżej.Taylor podniecony jęczał pode mną. Oboje głośno oddychaliśmy.Przejechałam językiem po jego kutasie który nagle się naprężył.Taylor głośno wypuścił powietrze.Zlizałam z czubka kropelkę symbolizującą to,że mężczyzna jest podniecony.
-O kurwa Bella. 
-Ciii...-wzięłam go do buzi.Lizałam go.Taylor pojękiwał i klął.Wiedział,że jest uzależniony ode mnie. Jeżeli mu pozwolę dojdzie.Kochałam mieć nad kimś przewagę.Taylor był blisko wiedziałam to.Hmm... Pozwolić mu czy może nie.Musze się jakoś odwdzięczyć.Taylor doszedł w moich ustach wlewając do nich pyszny płyn.
-Mmm..-powiedziałam ocierając usta i uśmiechając się do niego.
-Od teraz śpisz tutaj kochana ja chcę codziennie takie pobudki.
-Oki.-położyłam się koło niego,a policzek położyłam na jego torsie.Oddech Taylora już się uspokoił.
-Dobra ja już wstaję.-Jak powiedział tak zrobił.-Nie chcę ci nic mówić ale już jest 9:00.
-Co!!!-zerwałam się na równe nogi.O 10:00 miałam spotkanie z zastępcą mojej korporacji.Szlag nie mogę się spóźnić bo wyjdę na gówniarę której zachciało się mieć własny biurowiec bo nie miała na co wydawać kasy.Otworzyłam przesuwane drzwi i zabrałam się za wybieranie jakiś fajnych ciuchów.Wybrałam ten zestaw . 
-Bello co chcesz na śniadanie?-zapytała Sara.Sara była moją gosposią.
-Co zrobisz to zjem.-uśmiechnęłam się do niej.Sara była piękną kobietą obrązowych włosach i oczach.Dzisiaj założyła śliczną granatową sukienkę i szpilki.Włosy jak zawsze miała rozpuszczone i wymodelowane.Gdy się uśmiechała widać było małe zmarszczki na czole i pod oczami zdradzające jej wiek. Odwróciłam się na pięcie wyszłam z garderoby.Podeszłam do łazienki,wzięłam szybki prysznic i  umyłam zęby.Nie miałam czasu na układanie włosów więc związałam je w kucyka.Auć zapiekła minie rana po wczorajszym zaklęciu.Wyciągnęłam z apteczki czysty bandaż i zabandażowałam rękę.Nałożyłam jeszcze na twarz lekki makijaż i byłam już gotowa.Poszłam do salonu gdzie na stole czekała na mnie sałatka. Mmmm wygląda świetnie i tak smakuje.
-Saro sałatka jest pyszna!-krzyknęłam do niej.
-Cieszę się Bello. Praktykujesz.-Boże tu przed nikim nie można mieć tajemnic!
-Tylko wczoraj.
-Pokarz mi tą rękę.-Posłusznie wyciągnęłam rękę w stronę Sary.Rozwinęła bandaż,dotknęła rany i nagle nie było po niej śladu.Sara była uzdrowicielką.
-Dziękuję.-przytuliłam ją.-Jesteś kochana.-pocałowałam ją w policzek.Była  dla mnie jak druga matka, a może babcia.
-Ty też jesteś kochana oraz wredna,paskudna, a teraz jeszcze spóźniona.Jedz szybko,a ja idę sprzątać.Co chcesz na lunch?
-Sama coś wybierz.
Szybko zjadłam śniadanie.Gdy udałam się w kierunku windy Sara podała mi lunch i życzyła miłego dnia.Zjechałam windą do dużego podziemnego garażu.Nie wiedziałam jakie mam wybrać auto.Na samym końcu garażu ujrzałam to czego było mi trzeba.Motor...Nie mogę na niego wsiąść nie mogę.Przypomina mi on o Tedzie.Chyba nigdy się nie przełamię żeby na niego wsiąść.Wybrałam czarne Lamborghini Aventador LP700-4.Nie minęło 6 min byłam już przed wielkim wieżowcem  Swan Enterprises Holdings Inc. Wyszłam z samochodu i stanęłam naprzeciwko ogromnego, czterdziesto piętrowego biurowca , całego ze szkła i stali. Nad szklanymi drzwiami metalowe litery tworzą dyskretnie napis " Swan Hause " . Bardzo chciałam aby biurowiec był stylowy, nowoczesny i taki właśnie był.Wyciągnęłam z torebki blackberry i sprawdziłam godzinę.Miałam jeszcze piętnaście minut.Jak to dobrze,że się nie spóźniłam. Z ulgą weszłam do ogromnego i zapierającego dech w piersiach holu ze szkła,stali i białego piaskowca. Siedząca za biurkiem z litego piaskowca atrakcyjna, zadbana blondynka uśmiechnęła się do mnie uprzejmie. Ma na sobie śliczną białą sukienkę i czarną marynarkę. Dziewczyna uświadamiając sobie kim jestem wstała i podeszła do mnie. 
-Witam panienko Swan.Nazywam się Melanie Brown jestem nową sekretarką pana Smitha. Na holu jestem ponieważ mieliśmy mały problem z jedną z pracownic.-Odezwała się dziewczyna.
-Cześć.Mów mi Bella.-uśmiechnęłam się i podałam jej dłoń na powitanie.Uścisnęła ją delikatnie jakby się bała. 
-Przyjaciele mówią mi Mel.Wolę Mel bo Melanie to tak bardziej oficjalnie.Jest pani zupełnie inna. Pan Smith jest dość władczy i bardzo niemiły.-Melanie spuściła głowę.-Przepraszam nie powinnam pani tego mówić.Pan Smith jest moim szefem a takich rzeczy o szefie się nie mówi.
-Nic się nie stało Mel każdy ma swoje zdanie.-Uśmiechnęłam się do niej uspokajająco.-A poza tym ja jestem prezesem tej korporacji i nie powinnaś się tym przejmować.Od kiedy tu pracujesz?
-Od jakiś 5 miesięcy przyjął mnie pan Smith.Przez jakiś czas byłam jego sekretarką i dalej nią jestem ale teraz nastąpiła mała zmiana i wylądowałam na holu ale tylko na dzisiejszy dzień.Pan Smith kazał mi panią od razu skierować do jego biura.-Też ma tupet. Jestem jego szefową i to ja mu rozkazuję nie on mi.
-Mel powiedz panu Smithowi,że czekam w swoim biurze i nie mam całego dnia na czekanie na niego.-uśmiechnęłam się i poszłam w kierunku wind i udałam się na ostanie piętro gdzie mieściło się moje królestwo.Drzwi widy się rozsunęły i ujrzałam kolejny ogromny hol ponownie górowało szkło,biały piaskowiec i stal.Przy biurku z piaskowca stoją dwie osoby.Kobieta i mężczyzna.Dziewczyna ma na sobie śliczne rurki,żółtą bluzkę na ramiączkach i przepiękną torebkę która leżała na biurku.Chłopak ma na sobie czarne jeansy i czarną marynarkę.Od razu ich poznałam dziewczyna nazywała się Vanessa Pirce była moją sekretarką,menadżerką i zawsze mogła mi się zwierzyć.Mężczyzna nazywał się Eric Maddox był narzeczonym Vanessy i moim pracownikiem od spraw specjalnych czyli potrafił sprawdzić wszystkich można go nazwać detektywem.Eric pracował kiedyś dla FBI ale dostał ode mnie lepszą ofertę :) Odchrząknęłam przerywając im rozmowę.
-Vanesso czy ty przypadkiwem nie jesteś w pracy ?- powiedziałam i nagle popatrzyli w moim kierunku.
-Bella!!!! - krzyknęła Vanessa i podbiegła i przytuliła się.
-Kochanie w pracy to jest panienka Swan a nie Bella.- powiedział Eric.
-Vanessa Price do jasnej cholery puść mnie.-powiedziałam i zachichotałam widząc jej minę. W ślad za mną poszed chłopak.Dziewczyna niewytrzymała i wszyscy się śmialiśmy. 
-Miło cię widzieć całą i zdrową.-Powiedział Eric. 
-Co masz na myśli przez słowo zdrową.-powiedziałam.
-To,że ostatni raz jak cię widziałem byłaś w szpitalu bo połknęłaś jakieś tam tabletki.Nawet nie wiesz jak się cieszę widząc ciebie zdrową.-Przytulił mnie.Jaki on jest kochany ale zajęty.
-Dobra.Eric uciekaj bo mam spotkanie z naszym kochanym panem Smithem.
-Dobra.Van radzę ci poprawić koszulkę i usiąść przy biurku.Bo będzie źle z tobą.To ja zmykam nie chcę aby jakiś prostak wrzeszczał na moją kobietę.-powiedział i pocałował ją w czubek głowy.
-Ale słodko.Van która godzina?-Vanessa spojrzała na zegarek.
-Bello jest za 5 dziesiąta.-odpowiedziała. 
-To ja idę do biura jak Smith przyjdzie to go tam skieruj.-powiedziałam,obróciłam się na pięcie i skierowałam się w stronę szklanych drzwi.
-Dobrze.-usłyszałam za plecami.Wyciągnęłam z torebki klucz i otworzyłam nim drzwi do gabinetu.Gabinet jest ogromny.Okna sięgają tu od podłogi po sufit.Bardzo mi się to podoba dlatego postanowiłam aby mój dom był cały w szkle dzięki temu nie będzie trzeba pobierać tyle energii na oświetlenie.Na przeciwko drzwi stoi wielkie biurko z ciemnego drewna.Z tego samego drewna został wykonany stolik który stał koło białej,skórzanej kanapy.Wszystko inne w pomieszczeniu jest białe:sufit,podłoga ( białe panele ) i ściana na której znajdują się drzwi do toalety.Podeszłam do biurka i przejechałam po nim ręką.Było czyste a nie byłam tu od miesięcy.Usiadłam na krześle.Moją uwagę przyciągnęły zdjęcia oprawione w drewnianą ramkę.Było ich w sumie cztery.Jedno przedstawiało mnie z przyjaciółmi:Chuckiem,Caroline, Taylora i Bonnie.To zdjęcie zrobił na nam mój brat Ted jak byliśmy na Karaibach.Następne zdjęcie przedstawiało mnie z moją pierwszą nagrodą. Ogłoszono mnie wtedy Top modelką.Byłam na pierwszym miejscu i dalej jestem to już będzie chyba z 3-4 lata.Trzecie zdjęcie przedstawiało mnie i Teda.Miałam na nim gdzieś z 2 miesiące  Ted trzymał mnie na rękach i uśmiechał się jak głupi.Ostatnie zdjęcie było dla mnie najważniejsze. Przedstawiało mnie i Teda.Zdjęcie było zrobione tydzień przed jego śmiercią. Był taki szczęśliwy.Wzięłam zdjęcie do ręki i przejechałam palcem po jego twarzy.Dlaczego mi to zrobiłeś?...Dlaczego?...Obiecałeś, że będziesz zawsze...Że ty,ja i twoja dziewczyna uciekniemy i zaczniemy wszystko od nowa...Bez tej cholernej rodziny...Bez tych problemów... Ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę! -krzyknęłam i drzwi się otworzyły. Odłożyłam zdjęcie.Do gabinetu wszedł nie kto inny jak Richard Smith.-Witaj Richardzie.-przywitałam się.- Usiądź- wskazałam ręką na kanapę.
-Witaj Bello.-powiedział. Richard wyglądał jak wiceprezes wielkiej korporacji. Ubrany w czarny garnitur,ogolony bez żadnej skazy.
-Dlaczego chciałeś się spotkać ?
-Chciałbym odkupić od ciebie to wszystko. 
-Co?! 
-Dobrze słyszłaś. 
-Nie nie zgadziam się.
-Dam za to dużo. Ty się nienadajesz na to wszystko. Jesteś zamała. 
-Spierdalaj !
-I o takie zachowanie mi chodzi Bello jesteś rozpieszczonym bachorem. Chcesz to masz jesteś zamłoda na takie coś. 
-Chyba coś powiedziałam.
-Ciekawy jestem co musiał zrobić Eric żeby zasłużyć na takie duże wynagrodzenie. Hymmmm ??
-SPIERDALAJ !!!! NIE POKAZUJ MI SIĘ NAWET NA OCZY JEŻLI NIE CHCESZ STRACIĆ TAKIEJ POSADY !!!!
-Przemyśl to jeszcze.-powiedział i wyszedł. Jaki ludzie mają tupet. Niech się cieszy,że tyle zarabia,że dałam mu szase. Dać komuś palca to zje całą rękę  (czy jakoś tak). Zadzwonił telefon. Popatrzyłam na wyświetlacz.Jakiś nieznany numer.
-Swan.-powiedziałam. 
-Cześć tu Alice Cullen...
*********************************************************
Przepraszam was za to że czekaliście tyle na rozdział. 
Jeżeli będą jakieś błędy ortograficzne to z góry przepraszam. 
Blogger coś szwankuje i podkreślają mi się wszystkie słowa jeżeli wiecie co jest nie tak to prosiłabym żebyślie mi pomogli : D 
Myślę że rozdział się spodobał : ) 
I jeszcze raz przepraszam za to że tak długo czekaliście i jeszcze jedno pytanie wolicie poczekać aż Edward i Bella będą razem czy żeby już byli razem ??
Odpowiedzi w komentarzach.
Całuję i pozdrawiam : *